Z przymrużeniem oka – Dialogi Gutenbergiańskie deluxe premium edition
Kiedy Johannes Gutenberg zamaszystym kopniakiem otwierał na oścież wrota współczesności, nawet nie przypuszczał, jak mocny może być kontratak przyszłości. Nowoczesne metody stworzyły masę nowoczesnych problemów, na które w lot trzeba było wymyślać modernistyczne rozwiązania.
Na szczęście dysponujemy nagraniami, które na żywo dokumentują, co działo się w drukarni w burzliwym czasie dziejowego przełomu.
Wait! What? Jakie znowu nagrania?
Szpaki. Tresowane szpaki powtórzą wszystko, co zasłyszą. Selektywna hodowla i bardzo dużo cierpliwości potrafią stworzyć pierzaste archiwum dźwiękowe w klatkach.
– „Drók pszyczynom źlepoty!” „Inkałst tróje!” „Precz z prasami!” Co powiecie, mistrzu Gutenberg, na taką kampaniję niesławy, jaką gawiedź wszczyna na ulicach Moguncji?
– To tylko antyczcionkowcy.
– Niech mistrz spojrzy, jakie cudo złożyłżem.
– X7&ƥˌ??
– Ano. Piękny, nieprawdaż?
– Na Boga w Niebiesiech! Czym to diabelstwo jest?
– Nowa seria ex librisów: „Udowodnij, żeś człek”.
– A po co nam takie dziwo w drukarni?
– Zabezpieczenie przed kopiowaniem.
– Trza by opatrzyć nasze druki jaką maksymą. Przyda ona księgom splendoru.
– Myślał mistrz o wezwaniu pod opiekę świętego? Może szlachetną dewizę?
– Coś z łaciny. Coś takiego z klasą: „Tace et meam pecuniam cape!”
– Mistrzu, nie damy rady! Nie zdążymy w terminie. „Koło czasu” będzie niekompletne.
– Szybko! Musimy odnaleźć stracony czas. Uruchamiajcie prasę inwersji!
-?okelad az ęis ymeinfoc ilśej eizdęb iman z oC
– .icśołzsyzrp od ymicórw utsorp oP
– Mistrzu Gutenberg piszą o nas w Heroldzie Moguncji!
– Dobre słowo jakie rzekli?
– „Skrybowie go nienawidzą! Drukarz zarabia krocie nie ruszając się z warsztatu! Chcesz wiedzieć więcej?”
– Chcę wiedzieć więcej!
– „Wykup miesięczną inskrypcję.”
– Wysłuchajcie mnie mistrzu Gutenberg. Mój wynalazek zrewolucjonizuje waszą rewolucję w druku.
– Jakie tam macie dla mnie cuda? Mocarne prasy samogniotne? Wieczny inkaust?
– Tylko zestaw czcionek, co stukrotnie polepszy wydajność waszej prasy.
– Ciekawym bardzo, co to za czcionki.
– CTRL-C, CTRL-X, CTRL-V.
– Mistrzu Gutenberg, a cóż to za zmiany w psałterzu poczyniliście?
– Czcigodny ojcze biskupie przecie nowa era nastała. Młodzi renesansu posługują się inną mową niż nasze starcze gadanie. Takie czasy nastały.
– To ma być ta mowa nowej epoki? ASAP? MSG? TTYL? FYI?
– IMO, LOL!
– Powiedzcie mi majstrze, dlaczego tak wiele czasu terminatorzy i czeladź trwonią na krotochwilach i facecjach?
– Ależ mistrzu Gutenberg, wszyscy bez wytchnienia przy prasach w znoju trwają.
– Czyżby? To dlaczego najbardziej zużytymi czcionkami są: WASD?
– Czemu w warsztacie siarką śmierdzi? Co tu robią pergaminy nadpalone? A te ślady kopyt w inkauście?
– Nie gardłujcie, Mistrzu Gutenberg. Jam jest Boruta, sługa uniżony.
– Znaczy kto?
– Dział marketingu.
– Kiedy spod prasy wyjdzie stronica, której liczbą jest setek sześć, jedna kopa i tuzina pół, tedy na onym pergaminie widnieć będą przyszłe plagi ludzkości.
– Bajdurzycie mistrzu Gutenberg. Zabobonów się nie lękam.
– Zatem patrzajcie sami, co widnieje na karcie fatum.
– Gorący tulipan, bardzo wielki grzyb i… Tik Tok?
– Żwawo! Przestawiamy prasy na nowy tytuł. Chcę mieć za dwa pacierze „Pięć najlepszych ornamentów w zdobieniach woluminów” złożone i gotowe do druku.
– Mistrzu Gutenberg, ale czy to się przyjmie? Znajdą się czytelnicy?
– Zaufajcie mi. Ludzie kochają topki.
– Aleście mi zaimponowali mistrzu Gutenberg! Przezacne to wasze machinarium.
– Dziękuję waszej wielmożności za łaskawe słowa.
– Obsypię was żywą monetą, jeśli te wasze księgi zrobią jedną małą rzecz.
– A cóż takiego? Uczynię, co w mej mocy.
– Niech lajki zbierają.
– I jak nam się sprzedaje „Kalendarium Cnotliwego Włościanina”?
– Znacznie poniżej oczekiwań mistrzu Gutenberg. Za to wesołe rycinki bardzo utrafiły w gusta. Ludzie się nawet nimi wymieniają.
– Przestawiamy prasy na te wesołe obrazki.
– Ale że tak od razu?
– Nowożytne problemy wymagają nowożytnych rozwiązań!

Nie tylko przyszłość stanowiła wyzwanie dla wizjonera z Moguncji, gdyż bolączki teraźniejszości nie pozwalały zapomnieć, że chociaż jutro to dziś tylko cokolwiek dalej, to dziś wciąż ma w sobie więcej z wczoraj niż z jutra. Stosunkowo łatwo jest porywać się z motyką na słońce, a następnie kreślić orbity, których poza tobą nikt nie rozumie, żeby zostać ponadczasowym celebrytą takiej, dajmy na to, astronomii. Znacznie trudnie jest zmajstrować technologicznie wyprzedzającą swoją epokę prasę, żeby stanąć przed niewykonalnym zadaniem wytłumaczenia współczesnym, że służy ona do wyciskania sensu z liter. Problem z wyprzedzeniem swoich czasów polega na tym, że trzeba je teraz ciągnąć za sobą.
– A co wy tam Gutenberg w piwniczce tłoczycie?
– A ino domowe Reńskie, łaskawy panie baronie.
– Tylko żebyście tam mi przypadkiem nie kładli podwalin pod reformację słowem drukowanem, bo nam się chrześcijańska Europa na wieki w chaosie pogrąży!
– Ojcze biskupie! Ojcze biskupie! Sąsiad mój imć Gutenberg piekielną machinę ustroił, co sama księgi pisać będzie!
– Jak to? Mów wszytko kiejby na spowiedzi mój synu.
– To jest taka prasa, co jak skryba pergaminy będzie kopiować.
– O zgrozo! Mnichów będzie w niej wyciskał!
– Ja do mistrza Gutenberga.
– Kogoż mam anonsować?
– Egzorcystą jestem.
– A na cóż nam egzorcysta?
– Na chochliki.
– Mistrzu, czeladź nie potrafi podołać nowym obowiązkom a drukarni.
– A czemu tu nie dołać? Przeganiać chochliki. Nie wypuszczać kaczki z klatki. Dbać o kruka białego. I nigdy, przenigdy nie karmić trolli.
– Mistrzu Gutenberg, jak wy chcecie wyjść na swoje, oferując księgi prostaczkom, co czytać ni w ząb nie potrafią?
– Po pierwsze: Biblia.
– A po wtóre?
– Elementarze.
– Zbyt daleko uciekacie w przyszłość mistrzu Gutenberg. Nie każdemu jest w smak wasze słowo drukowane. Lud przywiązany jest do takiego pisma, jakie było za przodków.
– Ojcze biskupie ja to doskonale rozumiem i wspieram również tradycję.
– A jak to chcecie uczynić gromadząc zapasy tabliczek glinianych i tablic kamiennych?
– A to na reprinty.
– Mistrzu Gutenberg! Jakieś licho nawiedziło drukarnię. Prasa sama czcionki składa i drukuje!
– Nic to. Nie ma się czym przejmować.
– Ale tu egzorcystę trza zawezwać!
– Nie ma potrzeby. To tylko ghost writer.
– Nie zrobię tego. To nie po chrześcijańsku. Nie mam sumienia tego drukować.
– Ależ mistrzu Gutenberg, tyle guldenów! Dług spłacimy.
– Boże dopomóż. Kanon lektur szkolnych…
– „Drukarnia Gutenberg najmie zecera. Wymagane minimalne siedmioletnie doświadczenie w branży”
– Ależ mistrzu, przecie myśmy wynaleźli druk maszynowy ledwie trzy wiosny temu.
– Nie chcemy zatrudniać byle kogo.
– Mistrzu Gutenberg, jakkolwiek byśmy czcionek nie złożyli na tej prasie, same „0” i „1” odciskają się na pergaminie. Co to za dziwy?
– Przyszłość. Tak wygląda przyszłość.

Kiedy już się rozpaliło do czerwoności masową wyobraźnię, wyzwalając łańcuchową reakcję żywiołowej kreatywności, można nawet niechcący stać się jej częścią, wręcz zostać więźniem własnej kreacji. Kiedy wyczarowane na kartach ksiąg światy zaczynają żyć własnym życiem, granica pomiędzy tym co rzeczywiste a wyobrażone zaczyna być czysto umowna. W końcu, po upływie stuleci i tak nie będzie można odróżnić fikcji od faktów.
– Mistrzu, czeladnicy wysłani w piaski Orientu powrócili ze skarbami, które uczynią nasze druki najbardziej pożądanymi na świecie.
– Byłobyż to prawdą? Mój sen się spełnia? Najcenniejszy inkaust pozyskany z przypraw czerwiów diun jest nasz?
– I tresowane małpki, pociesznie włochate wielbłądy, kandyzowane owoce, fajki wodne, kapcie z cekinami oraz egzotyczne tancereczki.
– Nie taki melanż miałem na myśli.
– Mistrzu Gutenberg, warsztat dzisiaj zamknięty macie?
– Najnowsze prasy okazały się być tworami zupełnie odmiennej natury niżem oczekiwał.
– To one taki tumult wam czynią?
– Decepticzcionki i Autoprasy walczą o władzę nad Słowotronem.
– „Glob kształtem dysku na czterech słoniach spoczywający, przestworem eteru na skorupie żółwia płynący, w sercu miasto Morpork Ankh mający” właśnie wyszedł spod prasy mistrzu Gutenberg. Ile egzemplarzy drukujemy w serii?
– Tylko ten.
– Jakże tak?
– Za kilkaset lat będzie wart fortunę w folii.
– Mistrzu Gutenberg młody bakałarz pragnie wydrukować swoję dysertację w mowie, którą on sam wymyślił.
– Poszaleli ci akademicy! Najpierw klingoński, teraz elficki. Im się chyba zdaje, że czcionki są z gumy.
– Tak sobię czasem dumam mistrzu Gutenberg, czy aby cały świat nie jest zbudowany z takich bloczków, jak słowo jest z czcionek ułożone…
– To bardzo głęboka myśl. I przypomina to mi, że potrzebujemy nowej czcionki: „Ń”.
– Jakie słowo będziem z nią składać?
– MaŃkraft.
– Ja do mistrza Gutenberga.
– Trzeba wam chwilę zaczekać. Mistrz czyta czeladzi memuary.
– Nie wiedziałem, że takowe drukiem się ukazały.
– To nasza księga zakładowa jest: „Jak poznałem waszą prasę”.
– Mistrzu Gutenberg właśnie złożono zamówienie na trylogię.
– Wyśmienicie! Prasy stoją bezczynne. W mig się uwiniemy.
– Pierwej do druku mają iść części czwarta do szóstej, potem pierwsze trzy i dopiero dalsze.
– Z iluż tomów jest ta trylogia?
– Jakby nie kalkulował, to z dziewięciu.
– Widzę tu szansę na astralny zarobek, ale mam co do tego złe przeczucia.
– Mistrzu Gutenberg tu się znowu dzieje coś nie z tej ziemi.
– Nie płaczcież kieby stara baba, tylko rychtujcie prasy, bo trza nam kończyć zamówienie wielmożnego Steffena Königa.
– Kiedy jakbyśmy czcionek nie składali, na pergaminach jedno ino słowo widnieje.
– Jakież?
– REDRUM.
– Mistrzu Gutenberg, jedna z pras zachowuje się dziwnie. Jest zbyt dokładna, za bardzo precyzyjna. Taka nieludzko skuteczna.
– Hmm… Zaiste, nie wygląda na prototyp wymanufakturowany w naszym warsztacie. Jaki ma znak cechowy?
– Niech mistrz spojrzy. CYLON.
– A pójdziesz ty precz, niecnoto! Żeby twoja noga tu więcej nie postała!
– Panie majster, coś pan taki wzburzony?
– Mistrzu Gutenberg musiałem klienta z warsztatu odprawić. Nie godzi się w chrześcijańskiej drukarni takich wszeteczności kłaść na prasę.
– A cóż on takiego przyniósł?
– „Pół wieku poezji”.
– Cóż to za harmider głęboką nocą? Czemu prasy jeszcze w ruchu? Dlaczego wy jeszcze nie śpicie?
– Mistrzu Gutenberg zlecenie jest, jakiego za dnia nie godzi się drukować, a i czytać to tylko po ciemku, przy zgaszonej świecy.
– Aż tak wiele tuszu i pergaminu trza na te bezeceństwa?
– Bo to „Pięćdziesiąt odcieni szarości jest”, a my dopiero przy szesnastym…
– Mistrzu Gutenberg ta wasza prasa już działa?
– Tak Wasza Miłość. Mogę przyjąć pierwsze zamówienie.
– Wyśmienicie! Wydrukujcie mi zatem planszówkę.
– Planszówkę?
– Tak. Press&Play.
– Mistrzu Gutenberg słabnie nam sprzedaż, cechy zamorskie zalewają rynek taniodrukami. Cóż nam czynić?
– Figurki. Dodajemy figurki.
– Mistrzu Gutenberg nie nadążamy z dodrukami! Giermkowie z całej Europy ślą zamówienia.
– Lochy & Lizardy. Wiedziałem, że to siądzie.
– Cóż tam nasza czeladź porabia w wolnym czasie?
– Grają sobie w kości, w karty. Proste mają rozrywki mistrzu Gutenberg.
– Natychmiast wymyślcie im coś bardziej skomplikowanego!
– Ależ czemuż tak?
– Żebyśmy drukowali instrukcje.
Kiedy milkną echa przeszłości wraz z ostatnim szpaczym trelem, pozostaje przenieść się w przeszłość za pomocą zwyczajnej planszówki, żeby doznać choć cząstki tego, co osiągnęli pionierzy druku. Tego właśnie chciałby mistrz Gutenberg.
– Mistrzu Gutenberg, my, rajcy Moguncji aby oddać honor waszym zasługom, pragniem wznieść wam godny pomnik na rynku.
– Nie łasym na zaszczyty, nie pragnę pomników trwalszych niźli spiże. Niech kto kiedy zrobi o mnie planszówkę i będę kontent.


