Trzy po trzy – Na Skrzydłach
Ile można powiedzieć o grze Na Skrzydłach na podstawie samych informacji z pudełka? Całkiem sporo.
Po pierwsze – jest to gra o ptakach. Jest to duża, poważna gra o ptakach. To nie PtaKostki, czy SuperFarmer – nie ujmując, oczywiście, niczego tym tytułom, bo dobrze robią to, do czego zostały zaprojektowane. Ale od czasu Ewolucji (Evolution: Climate w 2016 r.) nie mieliśmy chyba gry, która tak serio podchodzi do zagadnień przyrodniczych, nie traktując ich wyłącznie jako pretekst, czy też tło fabularne, ale mającą ambicje odwzorować choć po części realny ekosystem.
Po drugie – jest to gra zaprojektowana przez kobietę. Znacie jakieś kobiety-projektantki z grami w top 100 BGG*? Ale to jeszcze nic – Na Skrzydłach jest pierwszym tytułem zaprojektowanym przez Elizabeth Hargrave. Od tamtej pory zdążyła już stworzyć kolejne dwie planszówki, może słyszeliście: Esy Floresy i Mariposas, obie mają już polskiego wydawcę. Nowe idzie.
Tyle na temat gry jako produktu. A co oferuje sama rozgrywka?

Po 3 rozegranych partiach
Klimat
Jak już wspomniałem we wstępie, głównym bohaterem gry Na Skrzydłach są ptaki. A dokładniej – ptaki zamieszkujące Amerykę Północną. W instrukcji znajdujemy informację, że na kartach zobaczymy 170 z 914 gatunków występujących na tym kontynencie. Wchodzimy tu w rolę opiekunów rezerwatów, których zadaniem jest sprowadzić nowych skrzydlatych mieszkańców, którzy zasiedlą lasy, łąki i jeziora. Gra ma spore walory edukacyjne – na każdej karcie, oprócz ilustracji, znajdziemy również nazwę ptaka (zwyczajową oraz naukową), informację o miejscu występowania, rozpiętości skrzydeł, a także ciekawostkę na temat danego gatunku. Co ciekawe, część z tych informacji ma też znaczenie dla samej rozgrywki.
Wykonanie
Gra prezentuje się wspaniale. Pięknie ilustrowane karty, figurki jajek, podajnik na karty, kości oraz wieża na nie w kształcie karmnika… Stonemaier Games rozpieszcza nas wizualnie swoimi produkcjami – i Na Skrzydłach zdecydowanie trzyma poziom wcześniejszych produkcji tego wydawcy. Mamy tu również dość typowe elementy – kostki i tekturowe żetony, ale tylko chwilka poszukiwań w Internecie i kilka(dziesiąt) dolarów dzieli nas od wzbogacenia naszej kopii o specjalnie powycinane drewniane zasoby oraz drewniane figurki ptaków do zastąpienia kostek akcji. Ale oczywiście i bez nich gra cieszy oko.
Mechanika
Na Skrzydłach to gra ze sporym miksem mechanik, w którym wiodącą jest budowa silniczka (engine builder), ponieważ kluczowy dla rozgrywki jest taki dobór kart ptaków, który pozwoli nam maksymalizować wykorzystanie naszych akcji i uzyskiwać dzięki temu przewagę nad rywalami.
Naszym głównym zadaniem jest zagrywanie kart ptaków do trzech rzędów z polami akcji – im więcej ptaków sprowadzimy, tym mocniejsze nasze akcje się staną. Dodatkowo, ogromna większość ptaków pozwala nam na akcje bonusowe – jedne uruchamiamy podczas aktywowania akcji głównej, inne odpalamy podczas tury naszych rywali, a jeszcze inne – jednorazowo, podczas zagrywania karty na planszę. Akcjami głównymi są: pozyskiwanie zasobów (czyli „waluty”, za którą sprowadzamy ptaki), wykluwanie jaj oraz dociąg kart.
Akcji dodatkowych, na kartach, jest cała masa i, co ciekawe, są bardzo sensownie powiązane fabularnie z ptakami. Mamy więc drapieżników, którzy polują na mniejsze ptaki. Mamy padlinożerców, których akcje uzależnione są od sukcesu drapieżników. Jedne ptaki składają więcej jaj, inne są skuteczniejsze w pozyskiwaniu pokarmu, itd. Jestem ogromnym fanem tego typu rozwiązań, więc takie połączenie mechaniki i tematyki powodowało, że tym pierwszym partiom i odkrywaniu kolejnych kart towarzyszyła często pewna ekscytacja.
Gramy 4 rundy, a w każdej z nich mamy coraz mniej tur (od 8 do 5), co nie znaczy, że mamy coraz mniej do roboty – bynajmniej. Dobre combo wydłuży i wzbogaci naszą akcję nawet kilkukrotnie. Na przykład podstawowa akcja wykluwania pozwoli nam umieścić 2 jajka w gniazdach. Ale jeśli w rezerwacie znajdą się na przykład epoletnik krasnoskrzydły, tyran różany i kruk meksykański, wówczas na koniec tej akcji będziesz mieć również 3 dodatkowe zasoby oraz dodatkowy punkt za kartę z ręki (a przy okazji dowiesz się, który z tych ptaków formuje stada składające się nawet z setek tysięcy osobników…). I w tym właśnie tkwi piękno tej gry.

Po 6 rozegranych partiach
Urozmaicanie rozgrywki
Twórczyni gry zadbała o to, by każda rozgrywka dostarczała nam nowych wrażeń. Podczas przygotowań losujemy cztery cele, które zapewnią nam dodatkowe punkty po każdej rundzie. Czasami punktować będziemy za karty ptaków z określonym typem gniazda lub w określonym rezerwacie, innym razem za liczbę jajek w gniazdach danego typu… celów jest sporo i każda ich kombinacja zachęca nas do zaplanowania naszej strategii w nieco inny sposób. Dodatkowo, gra oferuje dwa sposoby punktowania celów – łagodniejszy, w którym każdy element spełniający warunki przynosi nam punkt (maksymalnie 5 punktów na rundę) oraz rywalizacyjny, w którym to ścigamy się z pozostałymi graczami – tutaj nie jest istotna bezwzględna liczba elementów spełniających warunki, ile to, czy udało nam się uzbierać ich więcej niż naszym rywalom. Kolejnym pomysłem na urozmaicenie gry są bonusy – na początku każdej gry każdy z graczy otrzymuje dwie karty bonusowe, z których wybiera sobie jedną; po spełnieniu odpowiednich warunków karta ta przyniesie mu kolejne kilka punktów na koniec gry. Kolejne karty bonusowe można zdobyć już w trakcie rozgrywki, dzięki niektórym ptakom. Te dwa elementy – bonusy i cele – sprawiają, że do każdej rozgrywki należy podejść w nieco inny sposób.
Dodatki
Gra ma spory potencjał rozwoju poprzez dodatki, który kryje się w dwóch słowach – więcej ptaków. Podstawka skupia się na gatunkach zamieszkujących Amerykę Północną, więc całkowicie naturalne jest oczekiwanie na reprezentantów z innych kontynentów. Dlatego już kilka miesięcy po premierze gracze otrzymali talię ptaków Europy, natomiast w 2020 wydany został dodatek Oceania. Miałem okazję zagrać z pierwszym rozszerzeniem – mechanicznie dodano niewiele: nowy typ akcji (uruchamianej na koniec rundy) oraz karty z kosztem alternatywnym – i tak np. za orła cesarskiego można zapłacić kartami z ręki, a kania ruda po prostu zjada (przykrywa) innego ptaka, którego wybierzesz (a przy okazji możemy sobie przeczytać na karcie, że w obliczu zagrożenia samice kani rudej dają znak swym młodym, aby udawały martwe). Znajdziemy tu również nowe pomysły dla standardowych typów akcji, now karty bonusowe oraz żetony celów. Słowem – więcej wszystkiego, co jiż znamy i lubimy, bez znacznego ingerowania w mechanikę. Co innego w przypadku Oceanii – dostajemy tu bowiem nowe plansze graczy z nieco zmienionymi akcjami podstawowymi oraz dodatkowymi możliwościami punktowania, a także nowy zasób – nektar, czyli zasób-joker, który ma tę jedną wadę, że przepada na koniec rundy. Myślę, że można spokojnie założyć, że Afryka, Ameryka Południowa, czy też Azja również prędzej czy później również doczekają się swoich dodatków i że znajdą się na nie chętni.
Interakcja
Na Skrzydłach jest grą o niskim poziomie negatywnej interakcji. Jedynym jej przejawem jest ściganie się po różne dobra – zasoby w karmniku i karty ptaków. Również we wspomnianym wcześniej jednym z trybów rozgrywki możemy ścigać się w spełnianiu celu na daną rundę. Oprócz tych kilku momentów rozgrywka jest „bezinwazyjna”. Swego rodzaju interakcją jest również „podczepianie się” pod naszych rywali, żeby uzyskać coś dla siebie – i tak niektóre gatunki czerpią korzyści wtedy, kiedy któremuś z przeciwników uda się akcja polowania, lub kiedy wykona składanie jaj lub zasiedlanie danego terytorium. Są też karty, które oferują nam pewne profity, jednak jednocześnie dają co nieco wszystkim pozostałym. Dzięki tym zabiegom wszyscy grający są „w grze” przez cały czas trwania rozgrywki, również poza swoją turą.

Po 9 rozegranych partiach
Skalowalność
Miałem okazję sprawdzić grę w składzie dwu- oraz trzyosobowym (choć możliwa jest rozgrywka aż do 5 osób), a także wariant solo, więc wypowiem się wyłącznie w tym zakresie. Gra na dwie i trzy osoby jest bardzo płynna (szczególnie podczas pierwszej i drugiej rundy), mimo że swoje tury gracze wykonują sekwencyjnie. Szacowany czas gry (z pudełka) to 40-70 minut. I tyle właśnie nasze rozgrywki trwały. Większość kończyła się w czasie krótszym niż godzina. Jak już wspomniałem, negatywna interakcja jest minimalna, więc oczekując na swoją kolej możemy już właściwie zastanawiać się nad kolejnym ruchem, choć oczywiście zawsze istnieje ryzyko, że ktoś podbierze nam zasoby (karty, pożywienie), na które liczyliśmy. I tutaj na pewno zauważymy różnicę między pojedynkiem a rozgrywką na więcej osób. Każdy kolejny gracz zwiększa nam ryzyko, że nie dostaniemy tego, na co liczyliśmy rundę wcześniej. Mechanika w żaden sposób nam tego nie kompensuje, co oznacza, że nasze możliwości planowania będą się kurczyć wraz z większą liczbą osób przy stole. I tutaj dochodzimy do trybu solo, który przygotowuje nas do tego – mam wrażenie, że bliżej mu do symulacji trybu wieloosobowego, a nie pojedynku. Automa często wymienia karty na tacce, podbierając co „tłuściejsze” (punktowo) ptaszki, czyści karmnik z kości i ściga się z nami o cele. Trzeba się więc liczyć z tym, że trzeba będzie modyfikować nasze plany na bieżąco, co całkiem wiernie odzwierciedla to, jak wygląda rozgrywka w kilka osób. W grze solo możemy sprawdzić się na jednym z trzech poziomów trudności – poziom standardowy stanowił dla mnie spore wyzwanie, mimo iż miałem już za sobą trochę partii.
Znaczenie doświadczenia
Na Skrzydłach, mimo swojej złożoności, jest tytułem, któremu bliżej do kategorii gier familijnych (czy też familijnych „plus”, jak np. Azule, Everdell, czy Altiplano), a nie – strategicznych lub ekonomicznych. Mamy tutaj pewną, znaczną nawet dozę losowości: o dostępnych zasobach decydują wyniki na kościach, „ryneczek” z kartami ptaków jest dość wąski i często dobieramy w ciemno, wyniki polowań zależą od sukcesu w rzucie kośćmi lub wylosowania odpowiedniej karty… A jednocześnie wszystko wyliczone jest tak, że doświadczony gracz zazwyczaj wygra z debiutantem. Znajomość kart i ich właściwości, zrozumienie dynamiki rozwoju rozgrywki i wypróbowanie różnych taktyk pomagają w osiągnięciu większej liczby punktów. Zagraliśmy z żoną 7 razy** – w pierwszej rozgrywce zdobyliśmy średnio 59 punktów; a w siódmej – średnio 88 punktów.
Regrywalność
Lubię przeliczać gry na liczbę rozgrywek – i nie tylko ja, jak sądzę na podstawie częstych pytań graczy o regrywalność danego tytułu. Nic dziwnego – lubimy, kiedy gry nam się amortyzują i kiedy uśredniona „cena” pojedynczej rozgrywki sięga kilku złotych, a nie – kilkudziesięciu. Muszę przyznać, że Na Skrzydłach ma szansę ucieszyć nas pod tym względem. Po dziewięciu rozgrywkach wciąż mam apetyt na więcej. O możliwościach urozmaicenia rozgrywki pisałem już wcześniej, żywotność tytułu przedłużą nam z pewnością dodatki oraz ciekawy wariant solo. Gra sprawdzi się zarówno w gronie młodych planszówkowiczów, jak i osób, które z niejednego pudła meeple wyciągali. Neutralny temat sprawia, że łatwo przekonać do gry osoby o nie-geekowych zainteresowaniach, więc mamy szansę usiąść do tego tytułu z wieloma osobami.
Podsumowanie
Na Skrzydłach to świetny tytuł – nie jest może szczególnie innowacyjny, ale to co robi, robi bardzo dobrze. Liczba tur jest niewielka (każdy ma łącznie 26 akcji) i każdą trzeba sensownie wykorzystać. Planujemy więc na kilka ruchów do przodu, jednocześnie licząc się z tym, że trzeba będzie nasz plan od czasu do czasu modyfikować, zerkamy też trochę na poczynania rywali – zwłaszcza w trybie, w którym ścigamy się o punkty z celów na koniec każdej rundy. Rozgrywka nie trwa długo – około godziny – zachowując dobry rytm i płynność. Bardzo podoba mi się pomysł z malejącą liczbą akcji z każdą rundą – daje to szerokie pole manewru na początku rozgrywki, natomiast ostatnia runda to swego rodzaju sprawdzian dla naszych silniczków. Nie bez znaczenia jest również to, że gra jest bardzo przyjemna dla oka – skoro mamy do niej często wracać, niechże będzie to również miłe doznanie estetyczne. Zachęcam, żeby choć raz zagrać i przekonać się samemu, dlaczego Na Skrzydłach trafiła do top 20 rankingu BoardGameGeek.
*) Na potrzeby artykułu przejrzałem top 100 BGG. Oprócz Elizabeth Hargrave znalazłem jeszcze cztery kobiety – za każdym razem jako współ-projektantki: Nikki Valens (Posiadłość Szaleństwa: Druga Edycja, Eldritch Horror), Grace Holdinghaus (Władca Pierścieni: Podróże przez Śródziemie), Flaminia Brasini (Lorenzo il Magnifico) i Suzanne Goldberg (Sherlock Holmes Consulting Detective: The Thames Murders & Other Cases).
**) Nasze kolejne uśrednione wyniki: 59, 76, 79.5, 76, 83.5 (graliśmy w trójkę), 86, 88 – ciekawy trend, prawda? Przy czym warto zaznaczyć, że dwie ostatnie rozgrywki były już z Ptakami Europy.

