Trzy po trzy – Kawerna: Jaskinia kontra Jaskinia
Od jakiegoś czasu rozglądamy się z mężem za ciekawymi grami dla dwóch osób. Do tej pory nie mieliśmy ich zbyt wiele, bo choć od wielu lat gramy w planszówki, zazwyczaj robimy to albo w ramach spotkania ze znajomymi, albo po prostu rodzinnie z dziećmi.
Najbardziej interesowały nas gry w miarę krótkie, które można wyjąć wieczorem po niekoniecznie lekkim dniu i skończyć rozgrywkę o rozsądnej porze. Niedawno w ręce wpadła nam Kawerna: Jaskinia kontra Jaskinia. Ponieważ bardzo lubimy zwykłą Kawernę, mieliśmy ochotę wypróbować też jej młodszą siostrę. W grze każdy dysponuje planszą, na której na początku układa się w ciemno kafelki pomieszczeń rewersem do góry. Na rewersie widnieje skała, którą musimy usunąć, wykuwając pieczarę – wtedy odwrócony kafelek wędruje na środek obszaru i jest dostępny dla obu graczy do kupienia. A że izby przynoszą różne korzyści i mają różną wartość punktową, a w grze każda występuje tylko raz, to jest o co walczyć. Tym bardziej, że na końcu gry dostajemy punkty wyłącznie za izby w naszej jaskini oraz za zgromadzone złoto. Ciekawi byliśmy, czy dla graczy przyzwyczajonych raczej do tych większych tytułów, takich jak Agricola, Pola Arle czy właśnie wspomniana „duża” Kawerna, ta mała dwuosobówka też będzie miała coś do zaoferowania.

PO 3 ROZEGRANYCH PARTIACH
Pierwsza rzecz, która rzuciła się w oczy w porównaniu do dużej Kawerny, to brak zyliona żetonów surowców. Tutaj zastosowano system z przesuwaniem znaczników na znajdującym się na planszetkach graczy torze – kiedy otrzymujemy surowce, przesuwamy znacznik na kolejne półki do góry (maksymalnie do 9), a kiedy je wydajemy, obniżamy pozycję znacznika. Zamiast dużej planszy mamy raczej „listwę”, na której sukcesywnie odsłaniamy kolejne kafelki z możliwymi do wykonania akcjami. Nie mamy też „członków rodziny” – wybraną akcję zaznaczamy przesuwając kafelek w swoją stronę i tym samym uniemożliwiając drugiemu graczowi skorzystanie z niego w tej turze. W związku z tym obsługa gry jest minimalna – przejście do kolejnej tury ogranicza się do zsunięcia kafelków z powrotem na planszę, odkrycia kolejnego kafelka oraz przekazania znacznika pierwszego gracza drugiej osobie. Na pewno to uproszczenie działa na korzyść – co prawda oboje z mężem mamy tendencję do przeliczania, co nam się najbardziej opłaca i rozważania różnych wariantów, przez co zazwyczaj przekraczaliśmy pudełkowe 40 minut, ale mimo to całość – łącznie z rozłożeniem wszystkiego i sprzątnięciem do pudełka po rozgrywce – spokojnie można zamknąć w godzinie. Co natomiast zdecydowanie przypomina zarówno klasyczną Kawernę, jak i inne gry Uwe Rosenberga, to „krótka kołderka” i przez to konieczność optymalizacji ruchów, bo akcji jest mało (w całej grze mamy tylko 8 rund po 2-4 akcji w każdej), a surowce wymagane do urządzenia izby zazwyczaj musimy zbierać przez kilka ruchów.
Ciekawym aspektem, który musimy uwzględnić przy planowaniu, jakie izby chcemy urządzić, jest układ ścian. Każdy kafelek ma oprócz kosztu zaznaczoną również konfigurację ścian (bądź ich braku), jakie muszą odzwierciedlać układ pola w momencie urządzania danego pomieszczenia. Po doświadczeniach wyniesionych z pierwszej rozgrywki w kolejnych była mocna walka o akcję umożliwiającą budowanie ściany, bo bez tego nie da się wybudować najcenniejszych izb.

PO 6 ROZEGRANYCH PARTIACH
Na początku mieliśmy wrażenie, że przez to, że w grze zawsze mamy te same elementy, rozgrywki szybko staną się powtarzalne. W praktyce okazuje się jednak, że przez losowy rozkład kafelków różne pomieszczenia trafiają do gry w różnym czasie (albo w ogóle się nie pojawiają). Oczywiście mamy takie, o które wiadomo, że będzie walka, oraz każdy z nas ma już kilka swoich ulubionych. Nie można jednak tak całkiem się na nie nastawiać, bo – poza sześcioma kafelkami startowymi – nie wiadomo, co będzie dostępne. Dzięki temu doceniliśmy niektóre izby, które na pierwszy rzut oka nie wydawały nam się atrakcyjne. Niewątpliwie poznanie gry mocno ułatwia sprawę i pierwszą rozgrywkę najlepiej potraktować jako zapoznawczą – szczególnie jeśli gra się z kimś znającym tę grę. Największą trudność zazwyczaj sprawia pilnowanie układu ścian wymaganego do urządzenia danej izby.
Po kilku rozgrywkach widzimy, że różnice punktowe między graczami zazwyczaj nie są zbyt duże i zwycięstwa rozkładają się w miarę po równo. Z jednej strony losowa podaż dostępnych izb oraz losowa kolejność dochodzenia nowych akcji w ramach danego etapu uniemożliwiają zaplanowanie wszystkiego do przodu i granie „na pamięć”, z drugiej jednak strony losowe elementy są identyczne dla obojga graczy, a cała reszta zmiennych wynika z przyjętej strategii.

PO 9 ROZEGRANYCH PARTIACH
Oprócz rozgrywki dla dwóch graczy, Kawerna oferuje również wariant solo. Po dobrych wynikach z wcześniejszych rozgrywek podeszłam do niego w przekonaniu, że pójdzie łatwo. Przekonałam się jednak, że jest to wyzwanie. W porównaniu do normalnej gry dysponujemy jednym żetonem akcji mniej, przez co cała rozgrywka jest krótsza o jedną rundę (czyli w praktyce o trzy akcje). Wydawałoby się, że jest to równoważone przez fakt, że nikt nam tych akcji nie podbiera, ale jakoś na razie nie udało mi się uzyskać wyników punktowych porównywalnych tych z gry dwuosobowej. Jeżeli chcę w coś zagrać sama, zazwyczaj sięgam raczej po łamigłówki, ale do Kawerny na pewno będę wracać, żeby w końcu pokonać tę grę. A jeżeli ktoś grał tylko w wersję solo i się zniechęcił, to polecam przy najbliższej okazji wypróbować w dwie osoby.

PODSUMOWANIE
Z perspektywy ponad dziesięciu rozgrywek stwierdzamy, że jest to całkiem solidny tytuł. Zdecydowanie prostszy niż Kawerna, ale przy swojej prostocie jednak nie taki całkiem banalny. Co prawda mamy kilka gier, po które szybciej sięgniemy w rozgrywce we dwoje, ale do Kawerny też na pewno będziemy jeszcze wracać i ćwiczyć przeciąganie krótkiej kołderki na swoją stronę 😉

