Kto to zmalował? – Tomasz Bogusz
Według wspomnień mojej babci, kiedy miałam kilka lat, wszystkim mówiłam, że kiedyś zostanę ilustratorką książek. Z biegiem lat te plany uległy zmianie, ale zawsze zwracałam uwagę na ilustratorów czytanych czy oglądanych przeze mnie książek. Naturalną koleją rzeczy było zainteresowanie osobami, które stoją za szatą graficzną planszówek.
W ubiegłym roku zwróciłam uwagę na gry wydawane przez Genius Games – najpierw wpadła mi w ręce Cytosis – gra o procesach zachodzących w komórce. Parę miesięcy później dołączyły do niej Subatomic, w której budujemy pierwiastki oraz Linkage, gdzie tworzymy łańcuchy DNA. Zafascynowało mnie, że istnieją gry poruszające takie tematy nie w formie quizzowej, lecz autentycznie przedstawiające skomplikowane procesy biologiczne, fizyczne lub chemiczne w przystępny dla odbiorcy sposób. Nie ukrywam, że ogromną radość sprawiło mi również ujrzenie polskiego nazwiska na okładce, bowiem autorem ilustracji do większości gier wydawanych przez Genius Games jest Tomasz Bogusz, który zgodził się odpowiedzieć nam na kilka pytań.

Może zacznijmy od tego jak w ogóle zaczęła się Twoja współpraca z Genius Games?
Rozglądając się za pierwszym zleceniem w branży gier planszowych przypomniałem sobie, że na forum DeviantArta jest dział z ofertami pracy. Moje oko natrafiło na „Card Game” w tytule i po małym konkursiku (miałem dwóch konkurentów) rozpoczęliśmy tworzenie grafiki do Linkage: A DNA Card Game, pierwszej gry świeżo wyklutego Genius Games. Od tamtej pory rośniemy i rozwijamy się razem.

Jak się tworzy grafiki do takich nietypowych gier? Z jednej strony wydawałoby się, że to proste, bo niemal żywcem wzięte z podręczników, a z drugiej chyba tym trudniej osiągnąć niesztampowy efekt? Co jest największym wyzwaniem?
Tym łatwiej jest coś wymyślić im większą bazą skojarzeń związanych z danym tematem dysponujemy w naszej pamięci. Jest wtedy o co się zahaczyć, lub wokół czego zbudować kolejne elementy. Wymyślę sobie teraz temat. Niech będzie hodowanie owieczek na swetry. No to owieczki, wzgórza, zagrody, pasterze, urządzenia do strzyżenia, narzędzia do robienia sweterków, wystawy sweterkowe, obciachowe wzory, półeczki, metki z cenami, uśmiechnięta kasjerka. A teraz gra o łączeniu jonów. No to jony. I pustka międzyatomowa. I międzyuszowa. Ciężko jest rozwinąć skrzydła wyobraźni, kiedy temat gry wisi gdzieś na krawędzi abstrakcji, a jednocześnie zmusza do umiejscowienia grafik w jakimś konkretnym środowisku. Najłatwiej wyobrazić sobie środowisko szkolne lub laboratoryjne, ale czy jest to atrakcyjne rozwiązanie? Moim najgorszym koszmarem był Periodic i sprawienie, żeby tablica Mendelejewa była atrakcyjna i czytelna jednocześnie. Przez kilka pierwszych prób te określenia wzajemnie się wykluczały. Zawsze więc muszę balansować między konkretem, a abstrakcją i szukać pośredniego rozwiązania. Najłatwiej miałem z Genotype. Od początku temat gry kojarzył mi się z moim dzieciństwem, kiedy zajadałem się świeżym, zielonym groszkiem z babcinego ogródka. Chciałem więc przemycić to uczucie ciepłego, porannego słońca, mokrych od rosy liści i skrzypiących łupinek w napakowanej po brzegi garści. Do tego stary notes, styrane ogrodnicze narzędzia i różaniec. Ora et labora.
Na ile wydawnictwo zostawia Ci wolną rękę w tym, co tworzysz? Masz szczegółowe wytyczne? Robisz jeden projekt czy przedstawiasz kilka wstępnych wersji do akceptacji?
Rozpoczynając prace nad nowym projektem dostaję prototyp składający się z poukładanych napisów i cyferek, oraz błogosławieństwo na dalszą drogę. Jestem dość leniwy, więc wolę włożyć cały wysiłek w jedną, najwspanialszą na świecie wersję tak, żeby nic nie musieć zmieniać. Czasami podoba mi się kilka rozwiązań lub nie wiem, co jest ważniejsze od strony rozgrywki, wtedy daję kilka grafik do wyboru. Kiedy w końcu dzielę się tym, co zrobiłem otrzymuję brawa i głaski, a potem połowę z tego muszę zmienić, bo coś nie działa, albo coś jest „I like it, but I don’t love it”. Wtedy dopiero, przełamując swoje ograniczenia i w bólach twórczego rodzenia zmieniając dobre na lepsze, powstaje coś z czego wszyscy jesteśmy zadowoleni. Bywa też tak, że 2 lata po wydaniu gry okazuje się, że kilka rzeczy trzeba zmienić. Obecnie pracuję nad odświeżeniem Ion i Covalence, korzystając z doświadczenia, które zdobyłem od czasu kiedy zostały wydane. Będzie jaśniejszy, przystępniejszy, ciekawszy i razem z Periodic będą tworzyć jedną, szczęśliwą rodzinkę.



Czy przy okazji tworzenia oprawy graficznej do gier wydanych przez Genius Games musiałeś sam podszkolić się w danych dziedzinach, czy nauka to Twoje drugie hobby?
Epok geologicznych nauczyłem się jak tylko nauczyłem się czytać. Zaraz po tym pochłonąłem wiedzę o minerałach, potem o gwiazdach, mgławicach i czarnych dziurach. Kiedy uczyliśmy się o roślinach wiatropylnych i rodzajach komórek czułem się jak ryba w wodzie. Gry od Genius Games to mniej więcej ten poziom ogólnej, szkolnej wiedzy. Zawsze jednak zawierają sporą gromadkę interesujących, naukowych „smaczków” poupychanych gdzie się tylko da. Zazwyczaj już o nich wiem, albo dowiaduję się bezpośrednio z opisu lub z działania prototypu. Układam sobie cząsteczkę na karcie, wpisuję nazwę… O! Etanol. A więc to tak wyglądasz naprawdę 😀 Jedyne, co czasem muszę wyszukać sam, to jak coś konkretnie narysować – taki transporter glukozy na przykład, albo rybosom.
W jakie planszówki grasz najchętniej?
Długo by wymieniać. Lubię gry, które ociekają klimatem. Ponieważ wychowałem się na Magicznym Mieczu najbliżej memu sercu jest do gier przygodowych jak Eldritch Horror czy Runebound. Dobierając nowe gry zwracam jednak uwagę na to, aby były różnorodne i aby każda z nich jak najlepiej spełniała powierzone zadanie.
Z ciekawostek:
Moja ulubiona gra to StarCraft: The Board Game.
Moje ulubione mechaniki to zbieranie zestawów, deckbuilding i push your luck.
Najwięcej rozegranych partii – na pewno ponad 700 – mam w cyfrową wersję Ascension.
Gra, którą zaproponowałbym zawsze i każdemu to Szarlatani z Pasikurowic.
Moją kolekcję można obejrzeć na BGG (nick: Mitaniel).
A jakie masz hobby poza grafiką?
Poza grafiką i planszówkami jestem zawsze na bieżąco z najnowszymi sezonami anime oraz odkryciami astronomicznymi. Bardzo lubię też czas, kiedy mogę oddalić się od cywilizacji i dać się pochłonąć fotografowaniu mikro świata. Każdy dzień lubię zaczynać od litrowej herbaty z miodem, którą robi mi moja żona i lektury czytań na dany dzień z Pisma Świętego.
Gdybyś mógł zilustrować dowolną grę, jakiego rodzaju grę byś wybrał?
Po pracach nad aminokwasami, jonami i molekułami miałem nadzieję, że następnym razem trafią mi się potwory, wojownicy i czarodzieje. Z takimi tematami kojarzyła mi się „dobra zabawa przy grafikach do planszówki”. Jakieś 20 lat temu mój przyjaciel powiedział mi, że zna kogoś, kto wymyślił planszówkę, poszedł ze swoim pomysłem do jakiegoś wydawnictwa i dostał za to PRAWDZIWE pieniądze. Od tamtej chwili zaczęliśmy wymyślać zasady do własnej gry, rysować karty i dzielić skórę na niedźwiedziu. Czary, miecze, smoki, żywiołaki, węże bagienne ewoluujące w lewiatany. Ostatecznie nic konkretnego nie wymyśliliśmy, ale stworzyliśmy sobie jedne z najfajniejszych gimnazjalnych wspomnień. Jeżeli więc mógłbym wybrać cokolwiek, to wybieram „grafiki do własnej gry”. Nawet jeden w miarę działający projekt mam, ale jest przekomplikowany, a moje wyobrażenia odnośnie jego strony wizualnej dalece przekraczają moje obecne umiejętności. Zawsze jednak marzy mi się stworzenie tajemniczego, trochę mrocznego w swojej surowości i niesamowitości świata, odkrywanego przed odbiorcą w serii różnorodnych gier, w których mechanika i klimat tworzyłyby zwartą całość.

Serdecznie dziękujemy za rozmowę 🙂
Zainteresowanych innymi pracami Tomasza zachęcamy do odwiedzenia: https://www.artstation.com/tomaszbogusz.