Kilka Fajnych Gier – rok 2020

I dotarliśmy do końca naszej podróży poprzez pierwsze dwudziestolecie XXI wieku – dzisiaj ostatnie zestawienie, w którym znajdziecie 4 propozycje gier z 2020 roku. Czy bardzo różnią się od tych wydawanych 20, 15, 10 lat temu? Oceńcie sami.

Calico od początku mnie urzekło. Jeszcze nie zagrałam, a już chciałam mieć. Szata graficzna bardzo przyjemna dla oka i jakby nieco relaksująca, bo samemu chciałoby się wskoczyć pod milusi kocyk. No i ten koteczek!

Co prawda dalej czekam na swój egzemplarz, ale udało się zagrać dzięki pewnym, miłym ludziom i dzięki temu utwierdziłam się w przekonaniu, że to jest dobry wybór. Kolekcja czeka.

Osobiście bardzo lubię gry kafelkowe, jakoś od początku skradły miejsce w moim sercu. Lubię dopasowywać i kombinować, a Calico mimo swojej łagodnej szaty jest niezłą intelektualną łamigłówką.

Każdy z graczy otrzymuje planszetkę kołdry, na której umieszcza kafelki projektów. Na początku każdej gry należy wylosować pozostałą kombinację zadań do wykonania dla wszystkich graczy czyli kafelki kotów z układami, które preferują oraz wzory jakie będą punktowane w danej grze. Każdy z graczy losuje także dwa kafelki materiału i trzyma je w tajemnicy przed innymi graczami. Na stole należy również położyć trzy wylosowane kafelki z zakrytego stosu lub woreczka (w zależności jak to sobie zorganizujecie) i z tej puli dostępnych kafelków będziemy uzupełniać naszą pulę do dwóch (podobny mechanizm mamy chociażby w Dolinie Nilu). W rundzie gracz wykonuje dwie akcje w poniższej kolejności:
– dopasowanie kafelka materiału na swojej planszetce kołderki i sprawdzenie, czy jakiś kotek przyjdzie przetestować, czy jest wygodnie (a przyjdzie, jeśli spełnimy jego wymagania co do preferowanego układu i wzoru), lub wziąć żeton guzika, który „przyszywamy” do kołderki, jeśli zostanie stworzona grupa trzech lub więcej kafelków materiału w tym samym kolorze; można do tego wykorzystać kolory i wzory znajdujące się na krawędzi planszetki kołdry – żetony kotów i guzików kładziemy na naszej kołderce;
– wybranie jednego z trzech dostępnych kafelków materiału, które są natychmiast uzupełniane po naszym wyborze.

Przy układaniu wzorów i kolorów należy także zwracać uwagę na nasze projekty, za które również punktujemy – przykładowy to ułożenie trzech par kolorów i trzech par wzorów (można spełnić jeden, dwa wymogi lub wcale). Zresztą zachęcam do rozgrywki, aby przekonać się, że to nie jest wcale takie proste!

Gra kończy się, gdy każdy z graczy zapełni swoją kołderkę kafelkami materiału. Podliczamy wówczas punkty za kotki, guziki i projekty. Zwycięża ten, który zdobył największą ilość punktów :).

Co prawda grałam w nią tylko jeden raz, ale wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, sama rozgrywka również nie trwała długo, no i mam ochotę zagrać w nią znowu.

Rok 2020 nie zapisze się dobrze w naszej pamięci. Brak konwentów, planszówkowych spotkań, niedziałające kawiarnie i kluby gier planszowych, nawet ograniczona możliwość spotkań ze znajomymi. To wszystko spowodowało, że dostęp do nowości był nieco utrudniony, a ich promocja była niewielka. Część z nas kupowało gry w ciemno.

Pod naszą choinką zawitał Aqualin, o którym wiedziałam tyle, ile zobaczyłam w necie. Dobrze, że rękę na zagranicznych tytułach trzyma nasz redakcyjny kolega Tomek W. ;).

Cóż to ten Aqualin? To gra dwuosobowa, gdzie na planszy, rafie koralowej, gracze naprzemiennie układają kafelki z morskimi zwierzątkami. Jest sześć różnych zwierzątek w sześciu kolorach. Na czym polega rywalizacja? A na tym, że jedno z nas próbuje zbierać jak największe grupy zwierząt tego samego rodzaju, podczas gdy drugie stara się w grupy zbierać zwierzątka tego samego koloru. Widocznych jest sześć kafelków. Reszta leży zakryta. W swoim ruchu możemy najpierw przesunąć jakiś kafelek na planszy, potem wybieramy jeden z widocznych w puli i kładziemy go na planszy. Uzupełniamy widoczną pulę. Potem kolej przeciwnika. Gramy tak długo, aż na planszę wyłożone zostaną wszystkie kafelki. A potem liczymy punkty według podanej tabeli.

Gra z banalnie prostymi regułami, błyskawiczna. Nieco główkowania, ale nie jest mózgożerna. A dzięki temu, że szybka, łatwo zagrać kolejny raz, zamieniając się zbieranymi setami. Nieco przestrzennego postrzegania przydaje się, bo każdy skupia się na innym aspekcie kafelka. Teoretycznie dla graczy 10+, ale myślę, że młodsze ograne dzieciaki też dadzą radę :).

Dzięki udziale w tegorocznej edycji Wrocław Games Fest, na której miałem okazję prezentować kilka gier, mogłem sprawdzić i ograć kilka Kickstarterowych edycji gier wydanych w tym roku. Tang Garden był jedną z nich i to właśnie ten tytuł wybrałem do zaprezentowania w ramach naszego cyklu.

W grze cofamy się do czasów chińskiej dynastii Tang, okresu który uważany jest za najświetniejszy dla dawnej kultury chińskiej. Naszym zadaniem będzie stworzenie majestatycznego cesarskiego ogrodu poprzez kreowanie krajobrazu z zachowaniem odpowiedniego balansu elementów natury, umiejętne korzystanie z dekoracji oraz projektowanie zapierających dech w piersiach panoram. Musimy zadbać aby sceneria zachwycała i sprostała wymaganiom odwiedzających ogród arystokratycznych gości.

Już sama tematyka narzuca pewną konwencję wykonania i zilustrowania gry. Zaiste Tang Garden jest przede wszystkim grą pięknie się prezentującą, do czego przyzwyczaiły nas kampanie finansowania społecznościowego. Ilustracje stworzone przez naszego rodaka – Mateusza Mizaka wpisują się w konwencję sztuki chińskiej, choć malowidła chińskie były bardziej stonowane – nie jest to jednak gra o sztuce malarskiej, ale o tworzeniu krajobrazów. Poziom detali jest niesamowity. Zapewniam, że pierwszą rozgrywkę mocno przedłużają momenty „zagapienia” się na warstwę artystyczną. Może nie da się tutaj zachwycić figurkami (bo są zbyt małe), ale pozostałe elementy, takie jak pawilony, mosty, drzewa, szczególnie w już ukończonym ogrodzie dają dużą przyjemność oglądania. Mam jedno zastrzeżenie, ponieważ odnoszę wrażenie, że przez mocno położony nacisk na wydobycie walorów artystycznych ucierpiała czytelność symboli i ikon, które są wplecione w grafiki. Być może to czepianie się, bo kiedy zostałyby one bardziej wydobyte, to straciłaby na tym oprawa wizualna. W rozgrywce trochę przeszkadza to zachwianie czytelności.

Tang Garden jednak nie jest tylko piękną wydmuszką. W grze musimy czuwać nad balansem między ciągłym rozbudowywaniem ogrodu (przez dokładanie kafelków terenu) oraz jego dekorowaniem (poprzez dobieranie kart dekoracji). Korzystamy z cech postaci – każdy gracz zaczyna z jedną startową postacią dającą zawsze jakieś benefity w czasie rozgrywki. Rozbudowa ogrodu musi wiązać się z wyczuciem użycia podstawowych elementów krajobrazu: wody, zieleni i skał. Dzięki umiejętnemu układaniu kafli dostajemy możliwości pozyskiwania nowych postaci i umieszczania ich w ogrodzie. Zaproszeni goście dadzą nam punkty prestiżu za to co widzą z miejsca, w którym ich usytuujemy. W czasie rozgrywki będziemy umieszczać widoki panoramiczne na krawędziach ogrodu – na nie też zwracają uwagę goście.

Początek rozgrywki wymaga zrozumienia kilku zależności, aby móc czuć pełnię kontroli nad tym co się dzieje, za co możemy w trakcie gry i na jej koniec zdobyć upragnione punkty prestiżu, jednak nie jest to bardzo skomplikowany tytuł. Ja czerpałem z niego dużo przyjemności.

Z reguły nie wspieram projektów na Kickstarterze – jest tyle dobrych gier wydanych w Polsce (gdzie wydawcy zrobili już najważniejszą pracę, czyli odsiali kiepskie pomysły), że życia nie starczy, aby je wszystkie poznać. Jednak Super Fantasy Brawl przykuł moją uwagę, ponieważ był zupełnie inny od wszystkiego, co do tej pory znałem – oferował bowiem możliwość stoczenia epickiej walki dwóch drużyn złożonych z herosów o bardzo charakterystycznych umiejętnościach. Wsparłem więc w 2019 i czekałem.

W międzyczasie poznałem Aristeia!, którą zachwyciłem się i którą nabyłem (wraz z kilkoma dodatkami). Kiedy więc paczka z Super Fantasy Brawl dotarła kilka tygodni temu, nie miałem już w sobie tej początkowej ekscytacji, a wręcz zacząłem zastanawiać się, czy te niemal sto euro to był rozsądny wydatek. Na szczęście moje wątpliwości rozwiały się po pierwszej potyczce – gra działa naprawdę dobrze i dostarcza taką rozrywkę, na jaką liczyłem, kupując ją.

Super Fantasy Brawl jest próbą (udaną próbą) przeniesienia na planszę popularnego gatunku gier komputerowych – MOBA, czyli Multiplayer Online Battle Arena. Jest to dwu- lub czteroosobowa gra strategiczna (czy też może raczej – taktyczna), w której stają naprzeciw siebie drużyny składające się z trójek wojowników. Ich starcia zapewnią graczom punkty zwycięstwa. Punkty dostajemy na dwa sposoby. Po pierwsze – zdobywając „fragi”, czyli pozbawiając jedną z postaci przeciwnika wszystkich punktów zdrowia (odsyłając go tym samym poza planszę, skąd może wrócić w następnej rundzie). Po drugie – odpowiednio rozmieszczając nasze figurki na planszy (losowo dobrane karty zadań mówią nam, jakie rozstawienie punktuje w danej rundzie).

W swoim ruchu możemy zagrać trzy karty (spośród dobranych pięciu), wydając na każdą z nich odpowiadający jej znacznik energii w jednym z trzech kolorów: czerwonym, żółtym i niebieskim. Alternatywnie możemy znaczniki te wydać na podstawowe, dostępne każdemu, akcje.

Gramy do pięciu punktów zwycięstwa – wydaje się mało, ale ufam, że jest to dobrze wyliczone. No i zostaje dzięki temu sporo czasu na rewanż. I jeszcze jeden, i jeszcze… 

* * *

Po więcej propozycji gier wydanych w 2020 roku zapraszamy do dzisiejszego wątku na naszej grupie FB: Na dzień doGRY, na doGRAnoc…

Dodaj komentarz