Kilka Fajnych Gier – rok 2000
Rynek gier planszowych nieustannie nas zaskakuje. Każdy rok przynosi nam nowe tytuły, nowe mechaniki – gry zmieniają się wizualnie, pojawiają się nowe, ciekawe trendy. Postanowiliśmy więc, w ramach naszego cotygodniowego cyklu Kilka Fajnych Gier, przyjrzeć się temu, co ostatnie 21 lat przyniosło naszemu hobby. Przez kolejne tygodnie będziemy przedstawiać Wam nasz wybór gier wydanych w danym roku (na podstawie klasyfikacji oryginalnych wydań według BoardGameGeek.com). Dzisiaj rok 2000.


Reiner Knizia to jeden z najbardziej „płodnych” autorów. Nasze pierwsze spotkania z jego grami były nad wyraz pozytywne – nawet nie jestem w stanie oszacować, ile partii ma za sobą nasz egzemplarz Zaginionych miast, w Eufrat i Tygrys natomiast zagraliśmy zaledwie kilka razy (tej gry nie mamy w swojej kolekcji), ale oboje z mężem dobrze ją wspominamy i chętnie jeszcze do niej wrócimy. Te wczesne doświadczenia sprawiły, że Knizia stał się pierwszym autorem gier planszowych, którego nazwisko nam się utrwaliło i sprawiało, że gra automatycznie stawała się obiektem naszego zainteresowania. Po kilku rozczarowaniach trochę zmieniliśmy zdanie i dopiero niedawno zaczęliśmy na nowo odkrywać jego gry, w wyniku czego niejedna trafiła do naszych zbiorów. Większość z nich ma stosunkowo proste zasady i przystępny czas rozgrywki.
Battle Line należy do tych mniejszych gier – w pudełku znajdziemy zestaw kart wojsk w sześciu kolorach o wartościach 1-10 oraz 10 kart taktyki, a poza tym dziewięć pionków określanych jako flagi. Gracze na zmianę zagrywają przed siebie jedną kartę, a następnie dobierają kolejną z wybranego stosu (wojska lub taktyki). Kartę wojska trzeba położyć przed jedną z niezdobytych jeszcze flag (nie ma możliwości odrzucenia karty w oczekiwaniu na lepsze). Po obu stronach każdej z flag jest miejsce na trzy karty, tworzące razem formację. Najmocniejszą formacją jest ciąg kart w jednym kolorze, następnie to zestaw kart o tej samej wartości i tak dalej.
Karty taktyki mogą nam ułatwić zdobycie flagi, ale możemy zagrać maksymalnie o jedną więcej niż przeciwnik, więc trzeba rozważnie je zagrywać (a czasem warto w ogóle tego nie robić, żeby zablokować drugiemu graczowi taką możliwość). W chwili, kiedy po obu stronach flagi znajdują się po trzy karty, rozpatrywana jest siła obu formacji i zwycięzca przesuwa pionek na swoją stronę. Zdobycie flagi można też zadeklarować wcześniej jeżeli któraś ze stron może wykazać, że przeciwnik nie jest w stanie pobić jego formacji. Wygrywa gracz, który jako pierwszy zdobędzie trzy flagi sąsiadujące ze sobą albo pięć flag ogólnie.
Jeżeli ktoś grał w Schotten Totten, to pewnie od razu zauważył podobieństwa. Gry opierają się na tej samej mechanice, a główne różnice są w warstwie graficznej i w tematyce (nie oszukujmy się – i tak mało tutaj istotnej ;)). W jednej Szkoci walczą o kamienie graniczne, a w drugiej greckie formacje wojskowe starają się przełamać linię bojową. W pierwotnej wersji Schotten Totten nie było kart taktyki – zostały one wprowadzone właśnie przez Battle Line i na tyle się przyjęły, że dodano je do późniejszych wydań „Szkotów”.


Dawno, dawno temu, kiedy zaczynałam swoją przygodę z planszówkami…
No dobra, to nie takie odległe czasy, ale rynek planszówkowy w Polsce jeszcze nie był mocno rozwinięty, a fajne gry z niezłymi grafikami były nieliczne.
Na jednym z Pionkowych spotkań poznałam Cytadelę i od razu się w niej zakochałam. Mroczne ilustracje, postacie z różnymi funkcjami, proste zasady i możliwość grania nawet w 8 osób spowodowało, że gra często gościła na naszym stole i za jej pomocą zapoznawaliśmy znajomych z grami planszowymi.
Owa pierwsza wersja miała dwa warianty: podstawowy z określoną liczbą dzielnic w pięciu kolorach i ośmioma postaciami i rozszerzony, zawierający mroczne dzielnice i zestaw dziesięciu innych postaci.
Każda postać ma swój numer i określoną rolę do wykonania. Gdy zostanie wywołana, to przeprowadza się akcję postaci, na przykład złodziej ogłasza kogo okrada i jak nadejdzie czas działania ogłoszonej postaci, to zostaje okradziona ze złota. Postacie wybiera się skrycie, więc nikt nie wie, kto kim jest. Oczywiście po wielu rozgrywkach w tym samym gronie pewne wybory są do przewidzenia. W rozgrywce w mniejszą liczbę osób fajne jest to, że następuje losowe odrzucenie postaci przed rozdaniem ich graczom do wyboru. Powoduje to, że w danej turze może nie być tej postaci, która jest nam akurat potrzebna. Ale ma to też swoje dobre strony, bo może być wytypowana przez np. złodzieja czy zabójcę i wtedy oni nie będą mogli przeprowadzić swojej akcji.
W grze staramy się wybudować osiem dzielnic. Gracz, który tego dokona kończy grę, ale niekoniecznie wygrywa. Karty dzielnic mają nadrukowane pieniążki w liczbie, która jest kosztem ich wybudowania. Na koniec gry są to nasze punkty zwycięstwa. Niektóre karty mają dodatkowe, srebrne pieniążki, których nie płacimy – są po prostu punktami.
W swoim ruchu albo pobieramy dwie złote monety, albo jedną z dwóch pociągniętych z talii dzielnic kart. Potem wykonujemy akcję postaci, a następnie, jeśli nas stać możemy wybudować dzielnicę.
Zasady są bardzo proste, rozgrywka również należy do łatwych, sama gra jest przyjemna (no, chyba że masz pecha i ciągle wybierasz postać, którą inni typują do wykonania swojej akcji).
Gra i na rodzinne granie, i na granie w większym gronie w klubie. Sprawdzi się jako gateway. My ją bardzo lubimy i wciąż do niej wracamy.


„Wielka ucieczka” to polski tytuł gry „Cartagena” autorstwa Leo Coloviniego, która tematycznie nawiązuje do historycznej ucieczki grupy piratów z więzienia fortu w Cartagenie. Nie znalazłem co prawda żadnych informacji, czy takie wydarzenie faktycznie miało miejsce, ale tematyka piracka zdecydowanie przyciąga uwagę w szczególności młodych graczy.
Wydawnictwo Nasza Księgarnia na rynek gier planszowych weszło w drugiej połowie 2016 roku, jako jedną z pierwszych gier na swój warsztat wzięła ten właśnie tytuł z 2000 roku. Domeną Naszej Księgarni jest wyszukiwanie ciekawych tytułów i nadawanie im nowego życia – głównie pod kątem graficznym lub tematycznym, czasami też i z ingerencją w mechanikę. „Wielka ucieczka” pokazuje ten trend idealnie.
Przede wszystkim grafika… Za nowy wygląd gry „Wielka ucieczka” odpowiada jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich ilustratorów – Tomek Larek. Jego pracę zobaczymy nie tylko na okładce (która nadaje sie na plakat filmu animowanego o tematyce pirackiej), ale i każdy inny element. Karty, żetony, dwustronne kafle terenu – wszystko utrzymane w tym samym świetnym stylu, który przykuwa oko i zachęca do rozgrywki.
Gra jest po prostu wyścigiem, w którym poruszamy nasze pionki piratów (każdy ma ich 6) za pomocą kart z symbolami przedmiotów porozrzucanych na polach planszy. Karty jednak w pewnym momencie się kończą. Jedynym sposobem, aby zdobyć kolejne, to cofnięcie się jednym ze swoich piratów na najbliższe zajęte pole przez innego pirata. Musimy więc rozsądnie zarządzać ręką i w odpowiednim momencie decydować o spowolnieniu szalonej ucieczki, aby koniec końców doprowadzić całą szemraną szajkę do upragnionego celu. Proste, ale nie trywialne.
Do tego dochodzi kolejna cecha produkcji spod szyldu NK… Warianty!
Polska edycja, to tak naprawdę połączenia dwóch gier: Cartageny, której motywem jest ucieczka z więzienia, a celem jest dotarcie do łodzi oraz Cartageny 2 – The Pirate’s Nest, kontynuacji, której akcja rozgrywa się na słynnej wsypie Tortudze, gdzie nasi piraci po wielkiej ucieczce muszą przedrzeć się przez gęstą dżunglę, aby dotrzeć do kryjówki.
Połączenie tych dwóch tytułów w jedną „Wielką ucieczkę” oraz dorzucenie kilku różnych wariantów rozgrywki – daje o wiele więcej zabawy i chęci powrotu do tego tytułu, oraz możliwości ustawienia długości rozgrywki. Jest to z pewnością jeden z lepszych tytułów tego wydawnictwa, który nie będzie się kurzył, jeśli macie w domu małych piratów! Arrrr.


Carcassonne to klasyk, gra sprzedana w milionach kopii i tytuł, który doczekał się niezliczonych rozszerzeń i wariacji. Mamy m.in. Carcassonne w świecie Star Wars, w lasach Amazonii i na afrykańskiej sawannie. Jest to swoją drogą bardzo zabawne, ponieważ sam tytuł gry pochodzi od nazwy miasta na południu Francji, które pełniło w Średniowieczu rolę istotnej twierdzy warownej.
Natomiast sama gra to bardzo dobrze pomyślany tile placement (kładzenie kafelków) – każdy z graczy, po kolei, dokłada wylosowany kafelek do już istniejącej mapy. W ten sposób powstaje nam kraina z rzekami, polami i rozsianymi wśród nich klasztorami i zamkami, gdzieniegdzie połączonymi drogami. Każdy z tych elementów mapy może przynieść graczowi punkty, o ile zarezerwuje go (stawiając lub kładąc meeple’a) i ukończy jego budowę.
Oczywiście jest to podsumowanie zasad w ogromnym uproszczeniu. Gra ma bowiem dostatecznie wiele zmiennych, żeby zapewnić rozrywkę na wiele partii, a kiedy już się znudzi, do ogrania czekają dodatki, wprowadzające kolejne zasady i urozmaicenia do podstawowej rozgrywki.
* * *
I tak kończymy naszą pierwszą w tym cyklu wycieczkę w przeszłość. Mamy nadzieję, że wyruszycie z nami również w kolejne etapy tej podróży. Zachęcamy również do ożywionej dyskusji na temat Waszych ulubionych tytułów debiutujących w roku 2000 na łamach naszej grupy Na dzień doGRY, na doGRAnoc… :).