Kilka Fajnych Gier – podróże po Europie

5 oraz 9 maja Europa ma swoje święto. Państwa leżące na tym kontynencie hucznie je obchodzą, bo któż nie lubi świętować? W tym roku jednak nie możemy świętować tak, jak zawsze. Podróże po Europie też są obecnie utrudnione. Co nam pozostaje? Czytanie o odległych miejscach, filmy podróżnicze, pichcenie smakołyków z innych krajów… ale dla graczy jedna odpowiedź wydaje się oczywista, bo przecież w wiele zakątków naszego kontynentu możemy wybrać się na planszy.

Age of Steam w pierwszej kolejności nie kojarzy się z Europą, ale jeśli ma się w domu fana tej gry, który koniecznie musiał zdobyć kickstarterową wersję z dodatkowym pakietem map, możemy udać się w podróż po Polsce albo do Francji, Niemiec, Finlandii lub na Węgry. Ostatnio postanowiliśmy wybrać się na północ i zmierzyć się z mapą Finlandii.

Age of Steam budzi we mnie mieszane odczucia. Te mapy są tak brzydkie, że w ogóle nie zachęcają do rozgrywki. Każda stara się w jakiś sposób oddać specyfikę danego obszaru, ale z artyzmem nie ma to nic wspólnego. W Finlandii przykładowo nie mamy gór, za to mamy mnóstwo jezior, które zostały zaznaczone jako… czerwone krawędzie wybranych heksów – logiczne, prawda? Kiedy jednak oderwę się od warstwy graficznej, muszę przyznać, że gra działa. Jest w niej dużo kombinowania, jak się ulokować na planszy, żeby nie zablokować sobie możliwości rozwoju (co przy tej mapie ma szczególne znaczenie, ponieważ tory nie mogą przechodzić przez jeziora i dostęp do niektórych miast jest mocno ograniczony).

Istotnym elementem, w którym możemy ugrać dużo punktów, jest transport towarów. W wersji z mapą Finlandii poza przewożeniem dóbr między poszczególnymi miastami możemy transportować je do i z Rosji, a w późniejszym etapie otwiera się jeszcze rynek szwedzki.

Age of Steam zdecydowanie nie należy do gier lekkich – zależności jest dużo (uwzględnić należy znacznie więcej aspektów niż tylko to, co wspomniałam powyżej) i w tym tkwi cała frajda z rozgrywki. Jeżeli ktoś szuka gry, która nie skończy się w pół godziny i przy której będzie można porządnie wygimnastykować mózg, to warto spróbować – szczególnie jeśli uważa się, że bardziej niż wygląd liczy się wnętrze 😉

P.S. Żeby nie było, że tak się czepiam tego wyglądu – piękne są te drewniane wagoniki w naszej wersji!

Ja zaproponuję Wam wyprawę do miasta, które swoje początki ma zupełnie nie europejskie. Alhambra, bo to o niej mowa, to warowny zespół pałacowy w Grenadzie w Hiszpanii,  zbudowany przez arabskich książąt, emirów. Była twierdzą mauretańskich kalifów do 1492 roku.

W 2003 roku została wydana gra o nazwie Alhambra, w której budujemy swoje wspaniałe miasto z kafelków przedstawiających pałace. Ten, kto zbuduje najlepsze, najwięcej punktowane miasto, zostaje jego władcą, emirem, więc jest o co się bić 😉

W grze walutą, za którą nabywamy budynki przedstawione na kafelkach, są karty. Cztery kolory monet (niebieskie denary, zielone dirhamy, pomarańczowe dukaty i żółte guldeny) pozwalają nabyć wystawione na rynku budynków kafelki z pałacami w sześciu kolorach. Najmniej warte, a więc najtańsze, są błękitne pałace, najwięcej (najdroższe) są fioletowe. Gromadzimy fundusze, wydajemy je na zakup kafelków do naszego miasta, dodajemy zdobyte pałace do naszej twierdzy. Staramy się mieć jak najwięcej kafelków w każdym kolorze, bo w grze są trzy punktowania, które promują tych, którzy przodują w zbieraniu pałaców poszczególnych kolorów. No i ważne też są mury, bo czym byłaby twierdza bez potężnych, okalających całe miasto murów obronnych? W grze Alhambra staramy się tak dokładać kafelki do naszego miasta, aby te, które mają mury, utworzyły jak najdłuższy ciąg.

Ścigamy się więc o kasę, o jak najlepiej pasujące nam kafelki, dające przewagę i tworzymy swoją Alhambrę. Gra ma proste zasady, jest szybka do wytłumaczenia, niezbyt skomplikowana, niestety nieco losowa. Ale mimo to możemy starać się być jak najlepszymi architektami. Gra jest rodzinna, więc jak będziecie mieli okazję zagrać, to pamiętajcie, że nawet 6 osób może być budowniczymi Alhambry. 

To co – spróbujecie wybudować swoją mauretańską twierdzę?

Zawitamy teraz u jednej z najstarszych europejskich cywilizacji, starożytnej Grecji.

W tej grze gramy greckimi bogami budującymi miasteczko Santorini. Chodzimy dwoma pionkami po planszy i budujemy greckie domki. Wygrywa ten, który jako pierwszy wejdzie na potrójny domek.

Podstawowe zasady gry są banalne: w swojej rundzie robimy ruch o jedno pole jednym z ludzików, następnie stawiamy jedno pięterko domku na jednym z ośmiu pół dookoła niego. Oczywiście w swoim ruchu można wejść tylko o jedno pięterko w górę. Jest jeszcze jedna zasada: można blokować przeciwnikom potrójne wieżyczki, zabudowując je kopułką.

Na tym zasady się kończą. Można zagrać pierwsze 10 partii. Po zagraniu tych 10 partii gra staje się dość monotonna. Ale to był tylko początek. Można wprowadzić kolejny stopień zasad: karty boskich mocy.

Każdy z graczy otrzymuje wtedy wyjątkową umiejętność. Na przykład Artemida wykonuje podwójny ruch, Demeter stawia dwa bloczki, Hefajstos może budować podwójne wieżyczki. Apollo może zamienić się miejscami z sąsiednim ludzikiem, Kronos wygrywa, gdy jest zbudowane 5 kopułek, Zeus może budować pod sobą, a Tryton ma nieskończoność ruchów na brzegach planszy.

10 podstawowych i 30 zaawansowanych bóstw daje mnóstwo niepowtarzalnych scenariuszy i wprowadza masę nowych taktyk.

Uważam, że to jest najbardziej regrywalna gra, jaką znam. Można w nią zagrać ponad 100 razy, a nadal nie będzie nudzić.

Orlean, oprócz bycia świetną grą wykorzystującą mechanikę bag building, daje nam również ciekawą możliwość wirtualnego pozwiedzania Francji – na planszy-mapie odwzorowane są okolice tytułowego Orleanu, wliczając w to zamki nad Loarą: Tours, Blois, Chinon. Wśród zasobów znajdziemy ser i wino, a wznoszone budowle (Lazaret, Baszta prochowa, Baraki) oraz dziejące się wydarzenia (Dzień targowy, Zaraza, Pielgrzymka) pozwolą nam również na podróż w czasie, do średniowiecza w jego pełnym rozkwicie.

Orlean traktowany jest jak suche euro i mechanika faktycznie jest na tyle oderwana od klimatu, że mogłaby być sklejona z praktycznie dowolnym tematem (Altiplano? Siberia? ;)). Ale warto docenić i ucieszyć się tym, jak bogate odwzorowanie danego miejsca i czasu zafundował nam twórca gry, Reiner Stockhausen. Wszystko jest tutaj spójne, począwszy od grafik wzorowanych na średniowiecznych rycinach, poprzez zastosowane liternictwo, aż po wspomniane już miejsca i czynności nawiązujące do epoki. A i rozgrywka daje ogromną przyjemność, co zdecydowanie w tym wypadku nie przeszkadza :).

* * *

Przygotowując ten temat mieliśmy mnóstwo pomysłów, bo gier osadzonych w Europie jest naprawdę dużo. A jakie są Wasze ulubione gry w tym temacie? Podzielcie się pomysłami w komentarzach tutaj lub w naszej facebookowej grupie Na dzień doGRY, na doGRAnoc.

Dodaj komentarz