Kilka Fajnych Gier – o Czechach, Austrii i Węgrzech
Po odwiedzinach u naszych zachodnich sąsiadów, ruszamy dzisiaj na południe – zrobimy sobie wycieczkę po krajach na południe od Polski. W Czechach odwiedzimy fabrykę czekolady i przejdziemy się po Złotej Uliczce w Pradze. Następnie zatrzymamy się na trybunach Hungaroringu na Węgrzech, a naszą podróż zakończymy w Austrii, zatrzymując się na noc w hotelu – najlepszym, jaki znajdziemy. Ruszacie z nami? Zapraszamy!

Co prawda Nao Shimamura daleko jest do bycia Czechem a Naszej Księgarni bycia czeskim wydawnictwem, jednak co innego mogło mi przyjść do głowy otwierając pudełko z grą wspomnianego autora – Fabryka Czekolady. Nie, gra nie ma nic wspólnego z filmowym Charlie Bucket’em czy też Johnnym Deepem wcielającym się w Willy’ego Wonka – nooo, oczywiście poza czekoladą. Więc gdzie tu ukryte są te Czechy? Sprawa jest prosta. Kto będąc w Czechach nie zajadał się czekoladą „Studentską” ten nie poznał słodkiego smaku tego kraju ;).
W pudełku znajdziemy mnóstwo czekolady, wszędzie czekolada, na każdej karcie. Czekolada z posypką i nadziewana pysznymi… no właśnie i tu jest ukryta cała tajemnica. Gra w oryginale co prawda odnosi się do walki o tron polegającym na zbieraniu poparcia wśród mieszkańców, ale tematyka, którą nam dała Nasza Księgarnia o wiele bardziej do mnie trafia.
Fabryka Czekolady to gra dla dwóch graczy – można tu trochę poblefować ale głównie chodzi o zbieranie setów. Ta karcianka jest tak prosta w zasadach, ale jednocześnie wymagająca pogłówkowania, że w kilku zdaniach jestem w stanie Wam przybliżyć zasady. W każdej rundzie każdy gracz otrzymuje na start pięć kart na rękę, a w każdej turze albo zagrywa jedną kartę z ręki, albo raz na rundę zbiera pięć ostatnio zagranych kart. Gdy wszystkie karty z ręki zostaną zagrane, ponownie rozdawane jest po pięć kart każdemu graczowi i dalej gramy to samo. Po czterech rundach gra się kończy. Brzmi prosto i banalnie ale jest tu ukryte zło. Czekolady, które zagrywamy, mają swoją punktację. Te nadziewane owocami punktują dodatnio, kiedy uzbieramy więcej z tego samego rodzaju niż przeciwnik. Do tego dochodzą te z posypką, które niezależnie nam punktują oraz te nadziewane… meeplami, pionkami i kostkami, na których można sobie zęby połamać (fajna ta fabryka w sumie – ewidentnie widać, że podczas produkcji pracownicy w coś grali – ciekawe w co… i co się stało, że komponenty z gry dostały się do czekolady?). Jak łatwo się domyśleć, te ostatnie karty dają ujemne punkty. Na koniec gry dysponujemy stosem kart odrzuconych, na którym znajduje się 20 kart, z których to zliczamy te punkty. Wygra ten, kto zdobędzie najwięcej punktów. Jest jeszcze jedna droga do zwycięstwa. W fabryce ukryte są trzy kawałki białej czekolady, jeżeli ktokolwiek znajdzie wszystkie – automatycznie wygrywa całą grę.
Fabryka Czekolady to szybka gierka, stąd też łatwo wpaść w wir syndromu „jeszcze raz” i z kilku minut zrobi się kilkadziesiąt.
Przy okazji samej gry, często widziałem na różnych grupach, że Fabryka Czekolady jest polecana do zagrania z osobami starszymi. W pełni się z tym zgodzę. Karty są duże, czytelne, z dużymi cyframi i – jak wspomniałem na początku – z łatwymi do ogarnięcia zasadami. Zaleca się podczas gry spożywać czekoladę, koniecznie Studentską ;).

Alchemicy byli bardzo szanowani i poszukiwani w renesansowej Europie. Święty Cesarz Rzymski Rudolf II (który mieszkał w Pradze do swojej śmierci w 1612 roku) odegrał ważną rolę w ekspansji alchemii w Królestwie Czeskim. Rudolf był kolekcjonerem osobliwości i patronował botanikom, astronomom i filozofom przyrody, nic więc dziwnego, że spędził dużo czasu i wydał dużo złota, sprowadzając alchemików z całego świata, by dla niego pracowali.
W tamtych czasach alchemia była uznawana za część głównego nurtu nauki, więc Rudolf nie szczędził kosztów na budowę swojego prywatnego laboratorium alchemicznego, aby skupić się na ostatecznym zadaniu odnalezienia kamienia filozoficznego oraz odnalezienia eliksiru na nieśmiertelność. Do Pragi sprowadził również samozwańcze medium spirytystyczne Edwarda Kelleya oraz matematyka i filozofa okultystycznego Johna Dee, dwóch znanych angielskich alchemików. Z powodu osobistych problemów między nimi, Dee ostatecznie powrócił do Anglii, podczas gdy Kelley pozostał na dworze Rudolfa.
Pomimo pracy i wielu obietnic Kelleyowi nie udało się wydobyć złota, więc Rudolph wysłał go do więzienia, gdzie po latach zmarł na skutek obrażeń odniesionych podczas próby ucieczki.
Jeśli wiesz gdzie szukać, w dzisiejszej Pradze znajdziesz ślady tej dziedziny. W nowo otwartym Muzeum Alchemii można obejrzeć odtworzone laboratorium alchemika na Zamku Praskim i zapoznać się z prawami alchemii. Muzeum prezentuje odtworzone laboratoria i narzędzia używane przez alchemików i oferuje jasny wgląd w historię magii i nauki.
Gra Alchemicy nawiązuje do czasów, gdzie ten zawód był bardzo poszukiwany. W grze można poczuć, że każdego dnia przedzieramy się przez uliczki Pragi w celu zdobycia jak najlepszych składników i artefaktów, które pomogą nam znaleźć alchemiczne receptury, ogłosić nasze teorie na uniwersytecie i zdobyć sławę najlepszego Alchemika.
A więcej o samej grze można poczytać w kilku naszych zestawieniach.

Mówi się: Polak – Węgier dwa bratanki! Węgry to piękny kraj i ma wiele ciekawych miejsc do obejrzenia. Ma też coś, czego w Polsce nie zobaczycie – tor Formuły 1. Hungaroring położony jest niedaleko Budapesztu i odbywa się na nim Grand Prix Węgier. Do przejechania jest 70 okrążeń. Jedno okrążenie to prawie 4,5 km, a więc dystans do pokonania to ponad 300 km. Rekord okrążenia ustanowił Lewis Hamilton i wynosi on 1 minutę i niecałe 14 sekund.
Jest kilka gier nawiązujących do wyścigów Formuły 1, ale ja przybliżę Wam Bolidy wydawnictwa Portal Games (linia 2Pionki). Jest to gra wyścigowa, w której małymi, szybkimi pojazdami staramy się jak najszybciej dotrzeć do mety.
Jest tor, który oprócz długich, prostych odcinków, ma też mocne, wąskie zakręty. Gracze mają na ręku karty, które będą pozwalały przesuwać pojazdy. Ale najpierw następuje licytacja o wyścigówkę. Walczymy o te samochody, których możliwości ruchu w naszych kartach jest najwięcej, albo mają najwięcej punktów ruchu, albo przypisana im karta zdolności specjalnej wydaje się nam epicka i już widzimy się zwycięzcami. Należy pamiętać, że wyścigi Formuły 1 to duże pieniądze, również inwestowane w pojazdy. Zakup wymarzonego bolidu kosztuje i w grze liczy się do podsumowania i walki o pierwsze miejsce. I niekoniecznie zwycięży ten, kto pierwszy minął linię mety.
Bolidy to gra, w której obstawiamy zwycięzcę. Jeśli nam się uda, zyskamy spore fundusze, jeśli nie – przynajmniej nie tracimy. Oczywiście ci, którzy dotrą do mety i staną ‘na pudle’ zdobywają oprócz splendoru sporo pieniążków. A w grze chodzi o to by mieć ich jak najwięcej. Dlatego walka na torze jest zaciekła, a zagrania nie zawsze fair. Tu dopuszczalne jest zajeżdżanie drogi, blokowanie się na zakrętach, wykorzystywanie zdolności specjalnych by nie pojechał pojazd przeciwnika. Walczymy zaciekle, kombinujemy jak uciec przeciwnikom, patrzymy na stan wyścigu i obstawiamy tego, kto pierwszy minie linię mety, a wszystko po to, by wygrać.
Gra jest zawsze emocjonująca – tutaj nie ma przyjaźni, tylko walka na torze. Złośliwie zagrania i mnóstwo negatywnej interakcji. Ale to jest też świetna zabawa i jeśli podejdziemy do gry z dystansem, spędzimy naprawdę fajny czas.

Wiedeń, początek XX wieku. Cesarskie miasto tętni życiem. Ściągają tutaj szlachcice, politycy, artyści, ale i zwykli turyści zwabieni urokami miasta. Prowadzenie hotelu wydaje się niezłym pomysłem na zarobek. Okazuje się jednak, że nie tylko my wpadliśmy na taki pomysł. Gości ściągających do miasta co prawda jest dużo, ale nie wszyscy zapewniają takie same korzyści – niektórzy hojnie sypną pieniądzem, inni szepną słówko cesarzowi, dzięki czemu wejdziemy w jego łaski, a jeszcze inni polecą pracowników, którzy dla nas zgodzą się podjąć pracę za niższą cenę. Zaczynamy rywalizację o najatrakcyjniejszych gości, żeby udowodnić, że to nasz hotel zasługuje na miano najlepszego w całej Austrii.
Prowadzenie hotelu to niełatwy biznes, a goście potrafią być kapryśni. Szlachta nocuje wyłącznie w niebieskich pokojach, artyści domagają się żółtych, natomiast obywatele – czerwonych. Najłatwiej jest rozlokować turystów – ci wezmą każdy pokój. Jednak w każdym przypadku te pokoje należy najpierw przygotować. Zanim ktokolwiek zdecyduje się u nas przenocować, chce się przekonać, czy dobrze go nakarmimy. Nasi goście zainteresowani są wiedeńskim tortem albo tradycyjnym strudlem, chętnie również napiją się kawy lub lokalnego wina.
Mechanika gry opiera się przede wszystkim na kościach i naszą strategię musimy nieustannie weryfikować w oparciu o to, co się wyrzuciło. Liczba oczek na kostce określa możliwe do wykonania akcje, a im większa liczba kości, z takim samym wynikiem, tym ta akcja jest mocniejsza. Dzięki temu pozyskujemy ciasta, napoje, możemy przygotować pokoje, pozyskać pieniądze lub łaski cesarza oraz zatrudnić personel. W każdej rundzie mamy do dyspozycji jedynie dwie kości, a rund jest jedynie siedem, dlatego cenne są wszelkie możliwości wykonania czegoś więcej – czy to dzięki zatrudnionym pracownikom, czy korzystając z tego, co zadowolony gość daje nam, kiedy umieszczamy go w pokoju.
Najtrudniejszym elementem gry jest pozyskiwanie łask cesarza – jest to akcja, która nie przyczynia się bezpośrednio do rozwoju naszego hotelu, jednak jeżeli ją zaniedbamy, to możemy dużo stracić. Trzykrotnie w grze, w zależności od tego, jak daleko posunęliśmy się na torze cesarza, możemy cieszyć się łaskami cesarskimi albo ponieść określone straty.
Grand Austria Hotel to gra, która wymaga od nas maksymalnego wykorzystania wszystkich akcji, co niestety wiąże się z podatnością na dłużyzny, gdy gracze kalkulują wszystkie możliwe ruchy. Niektórzy wręcz uważają, że z tego powodu najlepiej grać w dwie osoby. Ja ją lubię w każdym składzie, byle „myślicielom” nie przeszkadzało, że pozostali w tym czasie toczą rozmowę ;). Dzięki dużej liczbie niepowtarzalnych kart personelu oraz gości, a także losowo wybieranym dla każdej rozgrywki żetonom z nagrodami i karami od cesarza oraz kartom celów, które dają dodatkowe źródło punktów, regrywalność jest bardzo wysoka. Nie wspominając już o kościach, przez które nie da się iść zawsze według takiej samej, utartej strategii.
* * *
I na tym kończymy naszą dzisiejszą podróż. Jak zwykle zapraszamy na naszą grupę Na dzień doGRY, na doGRAnoc…, gdzie poszukamy wspólnie kolejnych gier pasujących geograficznie do odwiedzonych dziś przez nas krajów. A już za tydzień skupimy się na autorach pochodzących z tych trzech państw oraz ich grach :).