Kilka Fajnych Gier – Nasza Księgarnia

W naszym dzisiejszym zestawieniu chcemy przybliżyć Wam tytuły wydawnictwa Nasza Księgarnia. Mamy dla Was propozycje czterech gier, skierowanych do różnych grup graczy – tytuły dla zarówno dla młodszych, jak i dla starszych. Wszystkie je łączy jednak niebanalne podejście do tematu, wielka staranność wykonania oraz wysoka regrywalność. Mamy nadzieję, że znajdziecie wśród nich coś dla siebie.

To był mój pierwszy Pionek (konwent gier planszowych). Czekałam na niego od miesięcy. Z przejęciem chodziłam od stoiska do stoiska. Każde kusiło nowościami planszówkowymi. Na każdym mili ludzie opowiadali o grach i zachęcali do wypróbowania. Przy jednym ze stolików zobaczyłam małe, niepozorne pudełko z przepiękną ilustracją. Sympatyczny pan chyba wyczuł moją nieśmiałość, bo od razu do mnie podszedł i zaczął opowiadać o grze… Padło hasło – zagrajmy! Dwa razy nie trzeba było mnie namawiać.

Szybkie tłumaczenie zasad i już przeniosłam się w krainę marzeń sennych. Samo obcowanie z grą, oglądanie cudownych kart, których autorem jest Pan Marcin Minor, sprawiło mi ogromną radość. Całej mojej rodzinie gra bardzo się spodobała. Szczególnie karta z kotem i rybką przypadła nam do gustu. Już wtedy poczułam, że to będzie nasz domowy hit.

Sen, bo o nim mowa, sprawił, że poczułam ogromną sympatię do wydawnictwa Nasza Księgarnia. Nie było w naszym domu dnia bez choć jednej partyjki. Kiedy przychodzili do nas znajomi, chętnie graliśmy z nimi w Sen, a potem oni kupowali go dla siebie :).

Zasady są banalne, ale cała gra bardzo przyjemna. Rozgrywka polega na wymianie kart, które leżą przed nami, w taki sposób, aby na koniec gry, kiedy padnie hasło POBUDKA, posiadać jak najmniej kruków na kartach. Kto pierwszy będzie miał ich sto, ten przegrywa.

Gra okazała się również hitem spotkań klubowych. Nic dziwnego, bo jest tak uniwersalna, że łączy przy stole graczy w różnym wieku i z różnym poziomem zaawansowania.

Moja przygoda z Naszą Księgarnią zaczęła się właśnie od pięknego Snu i trwa nadal. Wszystkie ich gry cieszą, ale to właśnie do Snu mam największy sentyment.

MAGDA LATOSIŃSKA to entuzjastka gier planszowych. Prowadzi klub gier planszowych Sportowcy na Planszy. Współtworzy również kanał Grajki Polecajki, w którym przedstawia swoje ulubione gry. Potocznie zwana „Psychofanką NK”, choć nie ogranicza się do gier tego wydawnictwa – (prawie) wszystkie kocha, poleca i z radością prezentuje zarówno chętnym, jak i opornym. Uwielbia wszystko z motywem łowickich kwiatów (takim, jaki można również znaleźć na okładce gry Bukiet). Kto ma szczęście, może załapać się na robione przez nią pyszne kluski śląskie.

Pewnego dnia koleżanka posiadająca ogromną kolekcję gier pokazała mi wspaniałą dwuosobową grę Balloon Cup. Wredna gra karciana, wyścig o puchary w lataniu balonami nad nizinami i górami skradła moje serce. Niestety, gra nie była do zdobycia. Była też jej odmiana – Pinata, bardziej kolorowa, w meksykańskim stylu, ale też już niedostępna.

Jakaż więc była moja radość, gdy dowiedziałam się, że Nasza Księgarnia – Gry wyda moją ukochaną dwosobówkę! W mniejszym pudełku, z innym motywem, ale ze znaną mi mechaniką.

Głębia, bo o niej mowa, to pięknie ilustrowana przez Tomka Larka, dwuosobowa gra karciana. Tutaj jesteśmy nurkami, którzy szukają skarbów ukrytych pod wodą. Raz musimy udać się głęboko, prawie do samego dna morskiego, innym razem pływamy tuż pod powierzchnią wody. Zagrywamy karty, aby zdobyć kolorowe kosteczki, które pozwolą nam wymienić je na cenne trofeum. Po naszej stronie wykładamy karty spełniające warunki kafelka, ale aby utrudnić przeciwnikowi przechwycenie kosteczek, wrzucamy po jego stronie karty odwrotne do tych, które pozwolą mu wygrać ten swoisty pojedynek. Ścigamy się, zagrywamy wrednie karty, czekamy aż przyjdą pasujące nam karty i liczymy, ze uda sie zdobyć małe skarby. Trzeba się spieszyć, bo osoba która zdobędzie trzeci puchar w nurkowaniu – wygrywa.

Głębia opiera się na negatywnej interakcji, do tego jest mocno losowa. Liczymy na łut szczęścia, gdy losujemy kosteczki dostępne do zdobycia na danym kafelku, aby podpasowały nam pod posiadane karty. Ciągniemy karty w ciemno i tu też mamy nadzieję, że przyjdą nam pasujące lub szkodzące przeciwnikowi. Gra jest szybka i pełna emocji. I jest to swoisty wyścig. Tu nie ma łagodnych zagrywek, tu trzeba walczyć o swoje. Jest wrednie, a mimo to fajnie. Nadal uwielbiam tę grę, choć podejrzanie rzadko wygrywam.

Czy Paszczaki to moja ulubiona gra wydana przez Naszą Księgarnię? Zdecydowanie nie… Zachwyciła mnie Potęga słowa i minimalizm zasad Gejsz przy jednoczesnej głębi decyzji, jakie tam podejmujemy. Chętnie sięgam po Wyprawę do El Dorado, cała „krucza” trylogia również ma ważne miejsce na naszej półce – i mogłabym jeszcze trochę wymieniać. Jednak okazuje się, że z repertuaru NK to w Paszczaki zaliczyliśmy najwięcej rozgrywek.

Z kilku powodów żywię jednak ciepłe uczucia względem tego niepozornego tytułu. Poznałam go na pierwszym zlocie w GRAnatowej. Byliśmy tam razem z dziećmi, które trochę grały z nami, trochę same, ale mimo zachęt ze strony innych osób, nie chciały dołączyć do rozgrywki, jeżeli nie było tam kogoś z rodziców. Dopiero Paszczaki to przełamały i córka rozegrała kilka partii z do tej pory obcymi osobami (potem wyjaśniła mi, że „to nie byli obcy, tylko nasi”, co pokazało, że poczuła się nieco pewniej w tej planszówkowej „rodzinie”).

Nic więc dziwnego, że gra szybko trafiła do naszego domu (co jednak było bardziej zaskakujące – córka bez mrugnięcia okiem kupiła ją z własnego kieszonkowego). Przez pewien czas utrzymywała się nawet taka mała tradycja, że w sobotni poranek byłam budzona słowami „Mami, gramy w Paszczaki?”. Na moje protesty, że miałyśmy spać do oporu, słyszałam tylko: „Już jest opór”.

W grze mamy 56 kart z tytułowymi stworkami w różnych stylizacjach – niektóre są unikatowe, a inne pojawiają się w talii w dwóch, trzech lub czterech egzemplarzach (na każdej karcie jest to oznaczone). W swojej turze wykładamy jednego Paszczaka obok jakiegoś znajdującego się już na stole. Gdy po dołożeniu karty udało nam się utworzyć rząd lub kolumnę, którą z obu stron zamyka taka sama karta, całość zabieramy do siebie jako punkty zwycięstwa. Jeżeli po naszym ruchu karty nie tworzą jednej grupy, kolejni gracze nie mogą zdobywać nowych, dopóki powstałe dziury nie zostaną załatane.

Opis nie brzmi może fascynująco, natomiast rozgrywki zazwyczaj dostarczają dużo emocji (szczególnie jeśli kolejny raz z rzędu możemy tylko łatać albo ktoś zabiera nam upatrzone karty sprawiając, że te, które mamy na ręce, stają się bezużyteczne), a przede wszystkim toczą się bardzo szybko, dzięki czemu praktycznie nigdy na jednej się nie kończy.

Cały czas nie ustępuję w poszukiwaniu gry, która by wciągnęła w ten nasz świat mojego siedmioletniego syna. Czasami się udawało na chwilę, czasami się wcale nie udawało. Dlatego kiedy zobaczyłem, że Nasza Księgarnia zamierza wydać Draftozaura, przypuszczałem, że to może być dla niego rozrywka na dłuższy czas. Drewniane kolorowe dinozaury, których wszystkie nazwy mi wymienił, jak tylko otworzyłem pudełko, tylko potwierdziły moje przypuszczenia. Proste do opanowania zasady gry, mnogość kolorów i – jak wspomniałem – mnóstwo figurek, naprawdę odwzorowujących swoich niegdyś żyjących odpowiedników spowodowały, że udało się przykuć jego uwagę na dłuższy czas.

Gra nie jest skomplikowana w zasadach, jednakże jest przy tym trochę kombinowania. Naszym zadaniem w grze jest dołożenie jednego z sześciu posiadanych dinozaurów na jedno z siedmiu pól naszej i tylko naszej planszy (każdy ma swoją). Jednak aby samo dokładanie nie było takie nijakie, autor wymyślił nam małe utrudnienie. Otóż każde z ów pól ma swoje wymaganie. Jedno miejsce jest przeznaczone wyłącznie dla takich samych dinozaurów, na innym natomiast figurki nie mogą się powtarzać. Na kolejnym polu ustawiamy zakochane pary takich samych stworzeń, a na innym postawimy takiego, którego nie ma ustawionego na planszy i najlepiej gdyby do końca gry taki sam się w ogóle nie pojawił. Kolejne pole jest polem, które zapunktuje nam, gdy postawimy tam dinozaura, a na koniec gry właśnie tych dinozaurów będziemy mieli najwięcej, biorąc pod uwagę wszystkie plansze. Mamy do dyspozycji także pole, na które odłożymy dowolne dinozaury i jedno pole, gdzie możemy utop… ykhm… postawić takiego, który kompletnie nigdzie nam nie będzie pasował. To jest jedna strona planszy, mamy do dyspozycji także drugą stronę, gdzie te pola nieco inaczej są punktowane. Rozgrywka może zostać przeprowadzona niezależnie na jednej lub drugiej stronie planszy a instrukcja przewiduje połączenie stron i rozegranie jednej po drugiej.

To, co w zasadzie najważniejsze w grze, to to, że po akcji wybrania i umieszczenia dinozaura na swojej planszy, przekazujemy miseczkę z pozostałymi kolejnej osobie, a w zamian dostaniemy dinozaury od innego gracza. W związku z tym, że na początku gry każdy losuje zestaw sześciu figurek, zapewne w drafcie, od współgracza otrzymamy całkiem inny zestaw, aby móc wykonać swój kolejny ruch. I jeszcze jedno – w pudełku znajdziemy aż 60 tych małych, świetnie wykonanych zwierzaków, a wydawca zapowiedział jeszcze więcej, bo w dwóch szykowanych dodatkach znajdziemy kolejne rodzaje dinozaurów i o ile te z podstawki są lądowe, tak te z dodatków będą wodne i latające. Tak więc idealnie Nasza Księgarnia wstrzeliła się w Naszą Rodzinę i ku mej uciesze zaabsorbowała mojego małego fana Jurassic Park :D.

* * *

Na dzisiaj to wszystko – mamy nadzieję, że nasze propozycje przypadły Wam do gustu. Zapraszamy również na naszą grupę na Facebooku: Na dzień doGRY, na doGRAnoc…, gdzie zapraszamy do podzielenia się wrażeniami z Waszych ulubionych gier od Naszej Księgarni.