Kilka Fajnych Gier – męskie granie

Dzisiaj Dzień Mężczyzn, co stanowi świetną okazję do przedstawienia kilku „męskich gier” – czyli tych tytułów, po które sięga się w męskim gronie, żeby trochę ponapinać przed sobą intelektualne muskuły, albo po prostu kulturalnie się nawzajem pookładać na planszy lub nad nią. Zapraszamy więc na dzisiejszą dawkę testosteronu.

Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy na hasło „męskie granie” to… Dawid Podsiadło. Kiedy już doprecyzujemy, że chodzi o planszówki, to skojarzenia oscylują wokół gier typowo bitewnych, najczęściej związanych z eliminacją innych graczy. Tak się jednak składa, że mało takich gier mamy. Za to jedna z ulubionych gier mojego męża ma bardzo „męską” okładkę i wydaje mi się, że dobrze wpisuje się w dzisiejszy temat. W Great Western Trail przenosimy się na Dziki Zachód i pędzimy krowy do Kansas City, starając się doprowadzić tam stada o jak największej wartości hodowlanej. Po drodze stawiamy budynki, usuwamy niebezpieczeństwa oraz zatrudniamy robotników, którzy pomogą nam w bardziej efektywnym wykonywaniu akcji. Na końcu dostajemy punkty za wiele rzeczy i czasem do samego końca nie wiadomo, kto wygra.

To jest męska gra, na pewno. Mamy tutaj naparzających się wikingów, potężne potwory, plądrowanie wiosek i koniec świata rozwalający wszystko. Mnóstwo dobrze wykonanych figurek, wielką planszę i trzy talie kart darów bogów. Gracze przewodzą swoim klanom, które w obliczu Ragnaröku usiłują jeszcze się nawzajem pozabijać, aby w następnym życiu zasiąść przy stole Odyna. Wygrywa klan, który wygra najwięcej bitew, zginie chwalebną śmiercią, lub podbije ostatnie tereny walącego się świata. 

Ta gra łączy mechanikę area control oraz draftu. Gracze na początku każdej ery draftują karty ulepszeń, walki i wypraw, a następnie wykonują akcje, takie jak rozmieszczanie figurek na planszy, przemarsze, walki lub plądrowania. Rozwijają statystyki klanu i kupują potwory dające unikatowe moce. Każda partia trwa około półtorej godziny, gra jest możliwa dla dwóch, trzech lub czterech graczy. Blood Rage znakomicie nadaje się jako męska gra.

Chiny, VI w. p.n.e. Genialny strateg Sun Tzu wraz z armią z królestwa Wu staje naprzeciw króla Shao z dynastii Xia. Dwa niezwykłe taktyczne umysły ścierają się o dominację nad sześcioma regionami. Zwycięzca może być tylko jeden…

Sztuka Wojny to dwuosobowa gra typu area control (czyli: wygrywa ten, kto zajmie i utrzyma tereny warte w danej chwili najwięcej punktów), w której planujemy ruchy swoich wojsk na całą rundę z góry, a następnie oglądamy wyniki starć we wszystkich regionach. W każdej rundzie wartość punktowa rejonów się zmienia, co wymusza na graczach odpowiednie korekty w liczbie jednostek wysyłanych na dany teren. Jeśli szukacie szybkiej, intensywnej konfrontacji na planszy, to zainteresujcie się Sztuką Wojny.

Flick’em Up! Dzika strzelanka to dość nietypowa gra, dlaczego? Czytajcie dalej to się dowiecie 🙂

Po otwarciu pudełka moje oczy ujrzały sporo różnych elementów i to bardzo dobrze wykonanych. Wszystko ładnie zostało poukładane w wyprasce, naprawdę klasa! Instrukcja dość długa i pewne fragmenty musiałem przeczytać kilka razy by zrozumieć co autor miał na myśli. Choć muszę się przyznać, że w trakcję pochłaniania tekstu miałem mieszane uczucia. Towarzyszyła mi myśl, że gra będzie nudna i nie trafi w mój gust.
A gdy doszedłem do rozdziału: Scenariusze – pomyślałem: o nie! Ta gra jest na kilka razy i koniec zabawy?! 🙁 Zniesmaczony zacząłem układać elementy do pierwszego scenariusza… Od tej chwili wszystko się zmieniło… 😀

Ale po kolei. W grze mamy dwie drużyny dobrych i złych, czyli stróżów prawa na czele z szeryfem James’em oraz bandytów z klanu Coopera, którym przewodzi Pat – herszt całej bandy. Po wybraniu przez graczy strony, wcielamy w życie wybrany scenariusz oraz scenerię. Na początek dobrze jest zacząć rozgrywać scenariusze po kolei, ponieważ tworzą one historię naszych rewolwerowców, prawie jak w filmie o dzikim zachodzie. Jeeeehuuu! 🤠

Później można grać od nowa w te same scenariusze lub tworzyć nowe, wg własnego uznania co oczywiście jest na plus, bo zmusza nas do kreatywnego myślenia i puszcza wodze fantazji, a sama gra się szybko nie znudzi (pierwsza moja wątpliwość rozwiana).

Sama rozgrywka jest naprawdę wciągająca, wcielamy się w kowboi i jak to przystało na dzikim zachodzie, na każdym kroku towarzyszą nam świszczące kulę, łatwo stracić tu życie, wystarczy chwila nie uwagi i Beng! Beng! Łup! Mamy trupa lub rannego…

Ale do rzeczy! Każda z drużyn ma do dyspozycji 5 kowboi, cele scenariuszy są zawsze inne, ale zawsze towarzyszy nam strzelanka. Oprócz celu zmienia się wystrój naszej dzikiej prerii oraz umiejscowienie naszych bohaterów. Gdy wybija pełna godzina (np. 18) rozpoczyna się nasza niebezpieczna przygoda, od teraz co rundę czekają nas trudne decyzje, wyzwania, zmiany miejsca, pojedynki, a nawet wizyty w budynkach np. w Saloon’ie 🥃. Na wykonanie misji mamy czas max do północy, chyba że wcześniej uda nam się wykonać cel.

Sam pojedynek, czyli strzelanie nie należy do łatwych, dużo zależy od powierzchni na której gramy, u mnie był to drewniany stół, który na czas rozgrywki przeinaczył się w złocista prerię, a pociski oraz znacznik poruszania całkiem nieźle się ślizgały po pstryknięcie w nie z palca.
Muszę przyznać, że wciągnęła mnie ta gra, choć jak wspomniałem na samym początku,  czarno to widziałem (kolejna wątpliwość rozwiana).

Podsumowując: Gra jest porządnie wykonana, całość sprawia dopracowanie wszystkich szczegółów. Przy odrobinie wyobraźni możemy choć na chwilę przenieść się z szarej rzeczywistości na dziki zachód. Sama rozgrywka jest wciągająca, są elementy rywalizacji, strategii, emocji i odrobinę losowości, ponieważ nie zawsze kule chcą nas słuchać i lecą gdzie popadnie, niekiedy trafiając naszych ludzi w stopę czy kolano, albo z rykoszetu kładą kilku chłopa, a to zwykły Colt przecież (co innego strzelba, która pojawia się w późniejszych scenariuszach, niestety w grze obie bronie działają tak samo). Fajne jest też to, że nie jest to typowa gra planszowa, jest możliwość budowania, tworzenia i wymyślania, co dzieciakom może się spodobać i na długi czas je wciągnąć, a po sobie mogę powiedzieć, że starszakom też się może spodobać.

A co z minusami, są jakieś?! Szczerze, jak bym miał się czepiać to tak, choć mało istotne dla mnie, a mianowicie: wkurzające jest zmienianie kapelusza u kowboja z czerwonego na niebieski i odwrotnie, często o tym po prostu zapominałem. Kolejny minus to to, że podczas wykonywania ruchu przemieszczania lub strzału zdarza się, że zawadzimy ręką o jakiś budynek lub mniejszy element dekoracji, który zazwyczaj  przewraca się. To chyba tyle.

Poza tym uważam, że gra jest godna uwagi, dostarcza wielu emocji, jest nietypowa i interesującą, a to sprawia, że jest kolejną ciekawa pozycja do ogrania. Miłej zabawy!

* * *

Czy istnieją „gry dla mężczyzn”? Oczywiście! A że niektóre z nich przy okazji są też „grami dla kobiet”, to już zupełnie inna sprawa. Mamy nadzieję, że nasze propozycje przydadzą się na jakiś męski wieczór… albo na damski, ot tak, przewrotnie.

Na naszej grupie na FB (Na dzień doGRY, no doGRAnoc… zebraliśmy również Wasze propozycje. Oto najciekawsze z nich:

  • Alchemicy
  • Automobile: Początki motoryzacji
  • Bolidy
  • Gears of War
  • Gra o Tron
  • Lewis & Clark
  • Nogi za pas
  • Uczta dla Odyna
  • Valhalla

Dodaj komentarz