Kilka Fajnych Gier – granie z mamą
Dzisiaj Dzień Matki, dlatego wybór tematu kolejnego odcinka naszej serii był oczywisty. Zapraszamy Was do lektury zestawienia, w którym członkowie redakcji proponują tytuły do zagrania ze swoją mamą. Jeśli więc tylko nadarzy Wam się okazja do takiego spotkania przy planszy, oto nasze rekomendacje.


Od Planszówek na Narodowym nie mogłam się doczekać najnowszej odsłony Azula. Podobały mi się te wcześniejsze, ale Letni Pawilon dosłownie skradł moje serce. I pewnie podpowiedziałabym go w domu jako prezent na Dzień Matki i czekała przez ostatni miesiąc z niecierpliwością, ale na szczęście udało się dostać go wcześniej. Rozważałam kilka tytułów, które można polecić na prezent dla mamy, ale po namyśle najbardziej skłaniam się do azulowej serii (Azul, Azul: Witraże Sintry oraz Azul: Letni Pawilon). Jeżeli szukamy czegoś raczej prostego, to proponuję klasyczny Azul, natomiast sama z kilku powodów wybrałabym właśnie Letni Pawilon.
Nie ma sensu szczegółowo opisywać zasad, ale pokrótce: każda tura przebiega tak, że najpierw pozyskujemy romboidalne kafelki z okrągłych warsztatów, a kiedy już wszystkie zostają zabrane przez graczy, następuje faza układania ich na własnych planszetkach i otrzymywania za to punktów. Dzięki temu, że podczas układania wiemy już, ile elementów w jakim kolorze udało się zdobyć, łatwiej jest optymalnie je rozmieścić. Kolejnym aspektem, który moim zdaniem daje tej wersji przewagę, jest możliwość otrzymania bonusowych kafelków poprzez zamykanie odpowiednich obszarów na planszy – przy odpowiedniej kombinacji można ich zdobyć całkiem sporo. Poprzez wprowadzenie koloru atu (pełniącego funkcję jokera) oraz możliwość większej kontroli nad ujemnymi punktami, jakie dostajemy, rozgrywka mimo bardziej skomplikowanych zasad jest całkiem przyjemna i rzadko dochodzi do sytuacji, w której nie mamy co zrobić.
Istotnym czynnikiem – tym bardziej, że mówimy tutaj o prezencie – jest również warstwa wizualna. Pawilon prezentuje się najatrakcyjniej z „rodzeństwa” – można nie przepadać za kwadratowymi płytkami czy surowymi w formie witrażami, ale układane z rombów gwiazdki to zupełnie co innego (mój mąż nieco polemizuje z tym stwierdzeniem, ponieważ twierdzi, że jest to kwestią gustu, jestem jednak przekonana, że gdyby zrobić ankietę, który jest najładniejszy, wygrałby ją właśnie Letni Pawilon).
Na koniec jeszcze dwa argumenty, które pasują właściwie do każdej gry z tej serii – można tutaj analizować i przeliczać, starając się zdobyć jak najwięcej punktów, ale można też grać zupełnie na luzie i mieć z tego dużą frajdę. A poza malutkimi znacznikami punktacji (które w razie potrzeby za wszystkich graczy może kontrolować jedna osoba) elementy są łatwe do wzięcia do ręki i ułożenia na planszy nawet dla nie najmłodszych już osób.


Jestem mamą. Jestem grającą mamą, która sama wciągnęła swoje dzieci do planszówkowego hobby. Ale zaczęłam się zastanawiać, w jaką grę bym mogła zagrać, gdybym nie znała gier planszowych.
Musiałaby to być ładna, przyciągająca wzrok gra, z prostymi regułami, nieskomplikowana, niezbyt długa i dająca spore szanse na wygranie. I ostatnio grałam w taką grę – Śladami Phileasa Fogga wydawnictwa Zielona Sowa, czyli rodzinna gra przygodowa, to gra oparta na motywach książki Juliusza Verne „W 80 dni dookoła świata”.
W grze w ciągu dwunastu rund próbujemy pokonać drogę, którą przemierzał pan Fogg. Mamy określone fundusze na zakup biletów potrzebnych do pokonania wszystkich odcinków, a podróż odbywa się raz drogą lądową, raz morską. Startujemy z Londynu i w nim kończy się nasza podróż. Mamy dużą planszę z pięknymi pastelowymi grafikami oraz charakterystycznymi dla danego miejsca budowlami. Mamy kolorowe, papierowe pieniądze, dobrze wykonane karty i ładne planszetki bohaterów. Gra ma proste reguły – kupujemy bilety i dzięki nim możemy pokonywać poszczególne odcinki drogi. Gra nie jest skomplikowana – ma 12 rund, każda składa się z tych samych siedmiu tur, a do nas należy decyzja czy kupujemy droższy bilet, ale może dzięki niemu szybciej od innych pokonamy dany odcinek drogi i zdążymy do celu przed końcem gry, czy też oszczędzamy fundusze i kupujemy najtańsze bilety, gromadzimy odpowiednie do pokonania za jednym zamachem dwóch odcinków drogi. Do celu i tak dotrzemy w wymaganym czasie, a do tego może będziemy mieli więcej gotówki od rywali i to my ostatecznie zostaniemy zwycięzcami.
A gdybym była mamą całkiem bojącą się rywalizacji, to Śladami Phileasa Fogga umożliwia zagranie w trybie kooperacyjnym, gdy wszyscy starają się dotrzeć do Londynu przed końcem 12 rundy, ale gracze mogą sobie pomagać wymieniając się biletami czy przekazując sobie gotówkę. Gra jest urocza i prosta, z pewnością nadaje się do zagrania z początkującymi. Jest do tego bardzo ładna, więc powinna spodobać się mamom. Ja, jako mama, mogę tę grę innym mamom spokojnie polecić.


Chcąc przedstawić Wam ciekawą propozycję gry do zagrania z Mamą wyszedłem z założenia, że najlepszym wyborem będzie tytuł, który najlepiej sprawdził się podczas naszych rodzinnych rozgrywek.
Moja Mama zawsze lubiła karty, nie lubiła natomiast gier ze zbyt skomplikowanymi zasadami. Najczęściej graliśmy w czasie wyjazdów wakacyjnych, na których wieczorami mieliśmy mnóstwo czasu dla siebie. Nic więc dziwnego, że tak bardzo przypadła jej do gustu nieskomplikowana, kompaktowa i pięknie zilustrowana gra karciana, czyli Niezłe Ziółka.
W niewielkim pudełku oznaczonym tytułem serii „Małe jest piękne” znajdziemy tylko i wyłącznie talię kart, a wśród nich 2 podstawowe rodzaje, czyli karty ziół i karty naczyń, do których te zioła będziemy przesadzać. Dodatkowo są karty pomocnicze dla każdego z 4 graczy, karta osiągnięć ogrodniczych do porównywania wyników w trybie solo. Ciekawym zabiegiem ze strony wydawcy jest dołożenie 10 kart opisujących zastosowanie oraz ciekawostki związane z każdym z 10 gatunków ziół występujących w grze. Taka mała, przyjemna warstwa edukacyjna. Oprawa graficzna utrzymana jest w sielskim klimacie, który wszystkim Mamom powinien bardzo odpowiadać. Akwarelowe ilustracje, kolorystyka… wszystko to wprowadza nas w odpowiedni nastrój już na etapie przygotowania do gry, a co dopiero podczas samej rozgrywki.
Rozgrywka idzie w iście ekspresowym tempie. Mamy do dyspozycji tylko 2 rodzaje akcji, z czego tylko 1 jest obligatoryjna w każdej turze. W grze będziemy zasiewać zioła w prywatnych ogrodach oraz we wspólnym ogrodzie – czyli zagrywać karty w odpowiednich obszarach. Naszym zadaniem jest w pewnym momencie zebranie sekwencji ziół i przesadzenie ich do naszych naczyń (każde ma inne wymagania). Mamy więc tutaj element kuszenia losu (Push Your Luck), ponieważ przeciągając moment zebrania zasianych ziół za długo, przeciwnicy mogą nam wypatrzone ziółka ze wspólnego ogrodu po prostu zwinąć – taki znikomy jak dla mnie przejaw negatywnej interakcji. Na koniec gry, kiedy talia ziółek się wyczerpie (początkowa liczba kart jest różna w zależności od liczby graczy) będziemy otrzymywać punkty za zebrane kolekcje roślin w naszych naczyniach oraz zasiane i nieprzesadzone jeszcze zioła znajdujące się w prywatnych ogródkach. Jedna rozgrywka zajmie Wam maksymalnie 20 min., ale nie myślcie, że na tym się skończy… Niezłe Ziółka dadzą Wam i Waszym Mamom tyle przyjemności, że na pewno będziecie chcieli rozegrać kilka partii pod rząd!


Niewielu z nas, jak sądzę, ma luksus posiadania planszówkowego geeka w osobie mamy ;). Ja również nie, dlatego każda gra, którą można wyciągnąć na stół z rodzicami jest na wagę złota. Jednym z tytułów, który regularnie trafia na stół podczas naszych spotkań z teściami są Tajniacy – i to tę grę polecam jako dobry pomysł na granie z mamą.
Tajniacy to rozrywka w stylu kalamburów – z tą różnicą, że widzimy możliwe odpowiedzi (25 kartoników dostępnych dla wszystkich), ale nie rysujemy ich, ani nie pokazujemy swoim ciałem, lecz opisujemy jednym słowem. Żeby nie było za łatwo, do przekazania mamy tych haseł kilka, a konkurować musimy z drużyną przeciwną, która chce odgadnąć swoje słowa (inne niż nasze). Co więc musimy zrobić, żeby zwiększyć swoje szanse na wygraną? Przekazać tym słowem nie jedno, ale kilka haseł, tak aby cały komplet przekazać w jak najmniejszą liczbę rund. I na tym polega cała zabawa. Bo im więcej haseł chcemy przekazać wspólnym słowem, tym więcej ambiwalencji nam się wkrada i tym łatwiej o pomyłkę.
Nie goni nas tu czas (chyba że zdecydujemy się na wprowadzenie klepsydry, ale wówczas jest to już inny typ zabawy), gramy zespołowo – a wiadomo, że wygrywać razem przyjemniej, a i porażka nie jest tak dotkliwa. Jest to też dobra okazja, żeby poznać się nieco, z zupełnie nowej strony – może nie tyle w trakcie rozgrywki (bo dużo wtedy powiedzieć nie wolno), ale na pewno zaraz po niej możemy nie raz zdziwić się dlaczego takie a nie inne skojarzenia miała druga osoba. Polecam serdecznie.
* * *
Oto nasze rekomendacje – mamy nadzieję, że dzięki nim uda się Wam miło spędzić czas z mamą. Bo przecież o to głównie chodzi – o dobrze spędzony czas razem i miłe wspomnienia.
Zapraszamy na naszą grupę Na Dzień doGRY, na doGRAnoc…, gdzie wspólnie poszukamy kolejnych tytułów do pogrania z mamą.