GRArchiwum – Srebrna Flota
Srebrna Flota
Wyd. Novina, rok 1994
Autor: Piotr Rynio
Jedną z pierwszych ambitniejszych gier planszowych (a przede wszystkim nie opierających swojej głównej mechaniki na losowości), jaka trafiła do mojej kolekcji, była Srebrna Flota. Pamiętam – miałem 9 czy 10 lat i znalazłem ją pod choinką. Od razu gdy ją odpakowałem, chciałem zagrać, ale niestety nie znalazłem chętnych. Wtedy tego nie rozumiałem bo jak to nie chcecie zagrać w nową grę?! No jak tak można! Ale gdy ostatnio usiadłem do instrukcji po kilkunastu latach przerwy (i będąc już w tym czasie ojcem dwójki dzieci), zrozumiałem, że taka mnogość zasad do ogarnięcia po całym męczącym dniu pracy i przygotowań może zniechęcić.
Ale o czym to w ogóle jest? Jest to gra od 2 do 8 graczy, gdzie wcielamy się w dowódców flot morskich podczas podbojów kolonialnych. Do dyspozycji mamy aż 8 różnych kapitanów (każdy posiada inną flotę). Dla dwóch graczy zawsze jeden jest Wicekrólem Kolumbii i Ekwadoru, a zadaniem jego floty jest przepłynięcie na drugi koniec mapy. Pozostali gracze to albo angielscy dowódcy, albo działający na swój rachunek piraci, których głównym celem jest zrabowanie skarbów transportowanych przez statki Wicekróla. Przy większej liczbie grających jest jeszcze kapitan Mendez-Sidonia pomagający wicekrólowi. Samym celem gry jest zgromadzenie jak największej ilości gotówki po 4 rozgrywkach, gdzie jedna rozgrywka to przepłynięcie okrętów Wicekróla z jednej strony mapy na drugą.

Mamy 2 tryby rozgrywki: dla początkujących oraz podstawowy. Ten pierwszy to w sumie turlanie kostką i poruszanie się stateczkami po mapie z możliwością ostrzelania przeciwnika. Każdy z graczy dysponuje dwoma statkami wojennymi i dwoma transportowymi, przewożącymi ładunek złota. Naszym zadaniem jest zdobyć go jak najwięcej poprzez łupienie współgraczy. Rozgrywka kończy się po tym, gdy ktoś straci całe złoto – a wygrywa najbogatszy.
Gra nabiera rumieńców przy rozgrywce zaawansowanej. Mamy wtedy do dyspozycji różne typy statków, różniące się zwrotnością, liczbą dział, ładownością oraz minimalną potrzebną załogą, aby można było statkiem płynąć. Do tego w trakcie tur zmienia się siła i kierunek wiatru: kiedy płyniemy z wiatrem, płyniemy szybciej; kiedy nadejdzie sztorm, nasze statki mogą zostać uszkodzone. Nie dość, że będziemy walczyli z innymi graczami, to jeszcze ze zmienną pogodą. Do tego możemy strzelać, robić abordaż, czy nawet zawierać sojusze z innymi graczami, aby tylko złupić Hiszpanów.
Gra swego czasu dawała mi wiele frajdy, pomimo tego że rozgrywki mijały się z zasadami. Sama instrukcja była dość zawiła i dająca duże pole manewru i zmian w regułach. Do tego te malutkie stateczki, gdzie żagle trzeba było wyciąć i samemu dokleić – mogę być dumny że przez ostatnie ćwierć wieku zagubił się tylko jeden żagiel. Mogę też śmiało powiedzieć, że to jest moja pierwsza asymetryczna gra w kolekcji.



