Dobra, Lepsza, Najlepsza – Dla 2 osób (Grzesiek)

Przygotowanie zestawienia gier 2-osobowych nastręcza mi pewnych trudności. Przede wszystkim dlatego, że jest to zdecydowanie najczęstsza liczebność moich rozgrywek – w związku z tym, tych gier jest cała masa. Dodatkowo, zupełnie inne gry dwuosobowe sprawdzają się z moim nastoletnim synem, a zupełnie inne – z moją żoną. Piszę o nich, ponieważ to najczęściej z nimi siadam do stołu.

Dlatego też postanowiłem, że przedstawię dwa komplety gier – mam nadzieję, że pozwoli Wam to znaleźć też jakąś ciekawą propozycję dla siebie.

Jeszcze tylko dwa słowa wstępu. Po pierwsze, w zestawieniu znajdziecie wyłącznie gry rywalizacyjne. O kooperacjach pisałem szeroko kilka tygodni temu i nie ma sensu się powtarzać tutaj. Napiszę tylko, że granie w kooperację we dwójkę to w większości wypadków najbardziej satysfakcjonująca opcja. Po drugie – w zestawieniu znajdują się gry, które według mnie świetnie chodzą na dwie osoby, ale znaleźć się tam też mogą również i gry na większą liczbę graczy. Nie widziałem powodu, by odcinać je tylko z tego powodu.

Granie z synem

YINSH to jeden z tytułów wchodzących w skład projektu GIPF – jeden z lepszych, moim zdaniem. Gracze mają za zadanie ułożyć ciąg pionków swojego koloru, aby zdobyć punkt zwycięstwa (a gramy do trzech). Niby prosta sprawa, ale pionki co chwilę zmieniają swój kolor; przy czym zmiana jest deterministyczna, co sprawia, że YINSH to typowy pojedynek umysłów bez grama losowości.

Nie każdy lubi gry szachopodobne. Jeśli jednak lubicie, zdecydowanie warto zainteresować się tym tytułem.

 

Pojedynki flot statków kosmicznych składających się z jednostek reprezentujących cztery różne frakcje. Fabuły tutaj jak na lekarstwo, ale już samej gry – cała masa.

Star Realms to chyba najlepszy deck builder, w jaki grałem. A grałem w sporo. Budowa talii jest dynamiczna, każda karta robi swoje, a przy odpowiednio ukierunkowanym budowaniu talii udaje się osiągać bardzo satysfakcjonujący efekt synergii. Frakcje różnią się między sobą w znacznym stopniu, co pozwala na stosowanie różnych taktyk. Mam za sobą kilkadziesiąt partii na żywo i niezliczoną liczbę online – i nie przyłapałem gry na posiadaniu strategii wygrywającej. I już samo to jest najlepszą rekomendacją.

 

Aristeia to sport przyszłości, polegający na tym, że dwie czteroosobowe drużyny dążą do zajęcia i utrzymania pewnego terytorium na arenie. To, co jest nietypowe, to że dysponują środkami,. które rzadko kiedy ze sportem nam się kojarzą: pistolety, katany, działka, miotacze ognia i tym podobne. Jednak bez obaw – zawodnicy, choć humanoidalni, nie są żywymi ludźmi, lecz androidami reprezentującymi legendarnych wojowników.

Granie w Aristeia! polega na poruszaniu się po planszy poszczególnymi wojownikami, aktywowania ataków lub akcji specjalnych (unikalnych dla każdej z postaci) oraz zagrywania kart, które uprzykrzają życie rywalowi, lub ułatwiają nam realizację obranej strategii. Najmocniejszą stroną gry jest właśnie jej asymetryczność – każda postać ma inne umiejętności, każdą gra się nieco inaczej; synergie w drużynie również układają się różnie w zależności od wybranego składu. Można spędzić wiele satysfakcjonujących (choć dość intensywnych) godzin na odkrywaniu tych wzajemnych zależności między postaciami. To bardzo dobra gra i żałuję, że nie doczekała się u nas należnej popularności.

Dynamiczna jak Star Realms, mozgożerna jak YINSH, asymetryczna jak Aristeia! Najlepsza.

Santorini w swojej podstawowej odsłonie to gra banalna, lecz niezwykle grywalna. Mamy 2 pionki i planszę 5×5, na której stawiamy, piętro za piętrem, trzykondygnacyjne budowle: ruch – budowa – następny gracz, ruch – budowa – następny gracz. W trakcie gry będziemy starali się wspiąć na trzecie piętro, ponieważ daje nam to natychmiastową wygraną. Przeciwnik, jeśli zdąży, może nam uniemożliwić to, stawiając na trzecim piętrze kopułę. Proste zasady, niebanalna rozgrywka – „easy to learn, hard to master”.

Ale to nie wszystko. Do gry dołączonych jest kilkadziesiąt kart reprezentujących mitologiczne postaci: Zeus, Posejdon, Afrodyta, Kronos, Ikar, Minotaur… Każda z nich pozwala kontrolującemu ją graczowi zmienić nieco jedną z podstawowych reguł gry: na przykład wykonywać dwie akcje ruchu, przepychać przeciwnika lub budować pod sobą, a nie – obok. W ten sposób prosta, logiczna gierka zamienia się w piękną, asymetryczną, pełnokrwistą grę o niewyobrażalnej liczbie unikalnych kombinacji. To się nie ma szansy znudzić,.bo kiedy poznacie ostatnią postać, zapomnicie o tej, którą graliście na początku. Mam za sobą ponad 100 rozgrywek w Santorini i wiem, co piszę. Gorąco polecam.

Granie z żoną

Granie z żoną to zupełnie inna kategoria niż pojedynki z dziećmi (zwłaszcza nastoletnimi). To bardziej nośnik intelektualnej rozrywki w miłym towarzystwie niż pojedynek o intelektualny prymat. Co nie znaczy, że nie może iskrzeć na koniuszkach synaps – ba, wręcz powinno. Ale gra ma być przyjemna w odbiorze i pozostawiać miłe wspomnienia.

Century: Korzenny Szlak to świetna, bezpretensjonalna gra w zamienianie jednych kosteczek na inne: żółte na czerwone, czerwone na zielone, a te – na brązowe. Ot, i całe sedno gry. Jednak to, w jaki sposób dochodzimy do perfekcji w tych wymianach, zasługuje na najwyższe uznanie. Mamy tu bowiem do czynienia z deck buildingiem, gdzie poszczególne karty dają nam różne narzędzia do mielenia jednych kosteczek w inne. I w ten sposób.symetryczne na początku rozgrywki „silniczki” stają się w trakcie gry pięknymi fabrykami do produkcji jak najcenniejszych towarów.

Granie w Century jest zwykle bardzo satysfakcjonujące – mechanika gry zakłada, że co rundę nam czegoś przybywa, że cały czas bogacimy się. To przyjemne, bo na końcu rozgrywki zawsze towarzyszy nam uczucie, że gdzieś doszliśmy (pytanie tylko, czy dalej niż nasz rywal…). To dobry sposób na zwieńczenie dnia w miłym towarzystwie.

Z Azulami jest zwykle ten problem, że czujemy się w obowiązku określania, która część serii jest najbardziej udana, a które mniej. Pozwólcie, że w dzisiejszym zestawieniu Letni Pawilon będzie reprezentantem całej serii (to jest pierwszych trzech części – w Ogrody Królowej jeszcze nie było mi dane zagrać).

Trylogię Michaela Kieslinga wyróżnia połączenie genialnej w swojej prostocie mechaniki z obłędnym wykonaniem samych komponentów. Teraz już nas nie dziwi to,. że gry logiczne wyglądają pięknie, ale zawdzięczamy to w dużej mierze właśnie Azulowi, który (obok serii GIPF) pokazał, że gracze potrafią docenić dobrze prezentujące się na stole abstrakty.

Letni Pawilon jest chyba najbardziej „pokojową” odsłoną serii, choć i tu nie brakuje okazji do hate draftu. Jednocześnie przedstawia ogromny potencjał taktyczny, dzięki nie powinna nam grozić powtarzalność doznań z grania. A jeśli nawet odczujemy pewne znużenie, zawsze mamy stronę B planszetki gracza, która otwiera przed nami nowe możliwości i dodatkowe zmienne do przeprocesowania w głowie.

Nova Luna ma w sobie to, co najbardziej lubię w planszówkach dla dwojga: niezłą dynamikę gry oraz sporo decyzji do podjęcia podczas rozgrywki. Zwykle tych dwóch rzeczy nie da się łatwo pogodzić. Rosenbergowi jednak to się udało – dzięki temu, że wybieramy jedną z trzech płytek, ryzyko wystąpienia paraliżu decyzyjnego jest o wiele mniejsze. Oczywiście, czasami ten wybór jest bardziej złożonym procesem (jeżeli przeciwnik odskoczył o 6-7 pól na torze czasu), ale to wciąż akceptowalny wolumen do obrobienia w głowie. Jednocześnie każda z tych decyzji wymaga pewnego namysłu, ponieważ każdy kafelek, parafrazując klasyka, jest twórcą i tworzywem. Każda płytka może być użyta do realizacji jednego lub kilku celów, a jednocześnie niemal każda wyznacza kolejne zadania, których realizacja przybliży nas do zwycięstwa. Poskładanie sobie tego w głowie to za każdym razem ciekawa łamigłówka. Gra dopuszcza rozgrywkę do 4 osób, jednak wydaje się, że to na dwóch graczy chodzi najlepiej – możemy wtedy pilnować się nawzajem, podbierać przeciwnikowi najcenniejsze kafelki, mamy większą kontrolę nad tym, co schodzi i nie tracimy konceptu czekając na swoją turę.

Podsumowanie

Jak już wspomniałem na wstępie, gier dla dwóch osób jest multum. Wystarczy, że co setna jest dobra, to i tak zapełnilibyście nimi niejeden regał. Grunt to znaleźć tytuł, który będzie odpowiadał obojgu. I grać. Do czego serdecznie niniejszym zachęcam.